W kościele w Lesie Bielańskim na zakończenie mszy świętej pożegnano zmarłą Olgę Sipowicz, Korę. Ks. Wojciech Drozdowicz wystąpił grając na suzofonie, na bębnach zagrał też perkusista Wojciech Morawski. Z kościelnych głośników puszczono piosenkę Kory i Maanamu, Krakowski spleen.

Zgromadzeni wierni w większości przyjęli to z aprobatą, co oczywiście nie świadczy jeszcze o niczym. Kontrowersje wzbudza fakt, że Kora nie żyła po katolicku i w sposób dość zdecydowany dystansowała się od Kościoła czy chrześcijaństwa w ogóle. Artystka popierała między innymi prawo do aborcji, to znaczy - do zabijania przez matki swoich nienarodzonych dzieci. Część komentujących rzecz internautów wskazuje trzeźwo, że w bielańskim kościele, w obecności Pana Jezusa, oddano w ten sposób hołd osobie, której w kościele czcić nie wypada.

Na krytykę zareagowała sama parafia, pisząc: ,,W tym kościele żegna się podobnie wieeelu odchodzących. Często to osoby wielkie, powszechnie uznawane za prawe i szlachetne, inne to osoby też wielkie, ale z pokręconymi życiorysami, czasem upadające. Wszystkich w naszym Kościele traktuje się podobnie - z miłością''.

Miłość miłością, ale dla miłości nie wolno rezygnować z cnoty roztropności. I o tym trzeba zawsze pamiętać.

mod/facebook