- Kość jest zbyt cienka. To czaszka kobiety w wieku od 20 do 40 lat - ogłosił archeolog doktor Nick Bellantoni, który dostał od rosyjskich władz zgodę na zbadanie szczątków wodza III Rzeszy oraz obejrzenie kanapy z krwawymi śladami, na której Hitler i jego żona odebrali sobie życie. O jego rewelacjach informuje "Dziennik" za brytyjskim "The Sun".
Czaszka miała być namacalnym dowodem na śmierć Hitlera. Świadkowie, którzy spędzili z wodzem nazistowskich Niemiec jego ostatnie dni w bunkrze, są zgodni - Adolf Hitler miał zażyć cyjanek i strzelić sobie w głowę. Jego żona Ewa Braun miała zażyć truciznę.
Ich ciała wyniesiono przed budynek Kancelarii III Rzeszy, owinięto w wojskowe koce, oblano benzyną i podpalono. W tym czasie żołnierze Armii Czerwonej byli zaledwie kilka ulic dalej. Rosjanie znaleźli potem spalone szczątki w ogrodach kancelarii i zabrali je do Moskwy.
W 1970 roku ciała skremowano, zostawiając jedynie fragment czaszki Adolfa Hitlera i jego kość żuchwową. Ale amerykański naukowiec podważył tę historię. Tak naprawdę nie wiadomo więc, co stało się ze zwłokami Fuehrera. To także argument dla tych, którzy twierdzą, że Adolf Hitler nie popełnił samobójstwa, a uciekł z oblężonego Berlina.
Zdaniem amerykańskiego naukowca, przebadana przez niego czaszka nie należała również do Ewy Braun. Żona Hitlera nie strzeliła sobie w głowę, a w kości wyraźnie widać ślad po kuli.
AJ/Dz
Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »