Jego zdaniem książka przypomina propagandę marcową. – Podobieństwa do propagandy marcowej są uderzające – pisze w najnowszym „Tygodniku Powszechnym” historyk. – Autorzy korzystają z teczek, piętnują ludzi, których rodzice nosili obcobrzmiące, żydowskie nazwiska. Bez żenady zaglądają w spodnie, cytują, kto był czyim ojcem i matką, jak leci, po nazwiskach – oznajmia.

Nie jest jasne, dlaczego przypomnienie, kto był czyim ojcem czy matkę czy przypomnienie nazwisk ma być produktem Marca 68' roku, nie jest też jasne, czy książkę przeczytał, bo gdyby tak było, to wiedziałby, że piętnowani są nie ludzie noszący obce nazwiska, ale komuniści, także ci, którzy nosili nazwiska polskie, i nigdy z innymi narodowościami nie mieli nic wspólnego. Ale niezależnie od tego, czy to wie czy nie, ma pewność, że „Resortowe dzieci” to dzieło gorszych od lewicowych dziennikarzy. – „Resortowe dzieci” to produkt dziennikarzy sfrustrowanych, którzy nie wzięli udziału w podziale medialnego tortu na początku lat 90., nienagradzanych żadnymi dziennikarskimi laurami, z trzeciego szeregu. „Gorszych dzieci”, którym kariery zablokowali rzekomo ci z komunistycznego chowu – podkreśla Marcin Zaremba.

TPT/Tygodnik.onet.pl