Portal Fronda.pl: Na wczorajszym spotkaniu ministrów obrony NATO w Brukseli potwierdzono decyzję o utworzeniu czterech batalionów NATO, które rozmieszczone zostaną na wschodniej flance Sojuszu, w tym w Polsce. To decyzja, można chyba powiedzieć, ogromnej wręcz wagi?

Michał Jach (PiS), szef sejmowej Komisji Obrony: To rzeczywiście fundamentalna decyzja. Z punktu widzenia bezpieczeństwa osiągnęliśmy w tej chwili już naprawdę wiele, co potwierdza jeszcze niedawne oświadczenie sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga. W naszej ojczyźnie stacjonować będą wojska NATO – to nie tylko spełnienie naszych marzeń, ale także jednoznaczny sygnał dla Rosji i prezydenta Władimira Putina. Polska znalazła się w pierwszej lidze państw NATO. Wcześniej, przed podjęciem tej i szeregu innych niedawnych decyzji, czułem się jakby w drugiej lidze Sojuszu. Wierzę oczywiście, że artykuł 5. Traktatu Waszyngtońskiego o pomocy sojuszniczej ma zastosowanie, ale… Wiemy, jak to jest przy podejmowaniu decyzji przez taką strukturę, jak NATO. Potrzeba do tego nie tylko dni, ale całych tygodni czy nawet dwóch, trzech miesięcy. To czas, w którym moglibyśmy czuć się naprawdę zagrożeni. Wczorajsza decyzja niezwykle mnie ucieszyła, choć oczywiście oczekiwaliśmy takiego oficjalnego potwierdza już od dawna, bo rozmowy trwają przecież od kilku miesięcy. Polska stała się równorzędnym partnerem w NATO z Niemcami, Francją czy Wielką Brytanią. Jestem teraz dalece bardziej przekonany, że w razie potrzeby artykuł 5. będzie miał szybkie zastosowanie.

Część – niewielka wprawdzie, ale jednak dość głośna – komentatorów twierdzi, że te wszystkie działania NATO i USA są mało znaczące, bo bataliony nawet w połączeniu z tak zwaną szpicą to niewielka siła militarna, najwyżej od 6 do 7 tysięcy żołnierzy. Czy jednak decyzje Sojuszu nie mają w pierwszej kolejności ogromnej wagi politycznej?

Oczywiście, że tak. Panie redaktorze, jestem oficerem rezerwy. Mam pełną świadomość, że nawet gdyby tych żołnierzy było dwukrotnie więcej, to w razie zmasowanej nawały rosyjskich wojsk, to one nie mogłyby wiele wskórać. Nec Hercules contra plures. Te decyzje mają jednak rzeczywiście absolutnie fundamentalne znaczenie polityczne. Władimir Putin nie jest jakimś nieprzewidywalnym szaleńcem. Wyraźnie widać, że prowadzi bardzo konsekwentną politykę odbudowywania swoich stref wpływów, o których mówił jeszcze nawet w tym roku. Dopóki w Polsce i naszym regionie nie było wojsk sojuszniczych NATO, to Putin uważał, że jesteśmy w Sojuszu drugą ligą i że Sojusz nie jest do końca jest gotów w każdej chwili wywiązać się ze swoich zobowiązań.  Tłumaczyłem to na przykład podczas rozmów z komisją obrony niemieckiego Bundestagu: Dla nas najistotniejsze jest, że będzie w Polsce kilkuset lub najlepiej kilka tysięcy żołnierzy, tak, by Putin wiedział, że próbując dokonać agresji na Polsk,  występuje jednocześnie przeciwko tym żołnierzom, a więc przeciwko innym naszym sojusznikom. To jest kluczowe zabezpieczenie naszego bezpieczeństwa.

Wielu polityków i publicystów sugeruje, że obecność – jak to mówią – „obcych wojsk” na ternie Polski, w postaci wojsk NATO, jest złym pomysłem, zagrażającym naszej suwerenności. To stanowisko w kontekście rosyjskiego zagrożenia nasuwa bardzo nieprzyjemne skojarzenia. 

Mamy dziś alternatywę. Albo jesteśmy członkiem wiarygodnego Sojuszu, który od 1945 roku gwarantuje pokój w Europie, albo będziemy sami. Owszem, możemy być sami – ale wtedy inni będą nas rozgrywać tak, jak robili to już w historii wielokrotnie. Sprzeciw wobec obecności wojsk NATO na terenie Polski może wynikać z niedoświadczenia, braku rozumienia sztuki wojennej i polityki globalnej, albo może być motywowany – jeśli można tak powiedzieć – sympatiami niekoniecznie zgodnymi z polską racją stanu.

Bataliony NATO na wschodniej flance to polityczny sygnał dla Rosji. Jak jest z tarczą antyrakietową? Zapewnia się, że ma ona chronić przed ewentualnym atakiem z Iranu. Moskwa uważa jednak, że instalacja jest wymierzona przeciwko niej. W Polsce nie brakuje poważnych nawet wojskowych twierdzących, że tarcza może równie dobrze chronić przed Rosją jak przed Iranem, a zatem siłą rzeczy może być odbierana jako element potencjalnego wsparcia amerykańskiej ofensywy przeciwko Rosji.

Żyjemy w państwie demokratycznym i każdy może mówić, co mu ślina na język przyniesie – nawet jeśli jest generałem. Każdy jednak, kto choćby pobieżnie interesuje się wojskiem i uzbrojeniem wie, że wszystkie rodzaje broni budowane są w konkretnym celu. Nie ma broni uniwersalnej. Tarcza antyrakietowa i sprzęt, który będzie zainstalowany w Redzikowie, może zostać użyty tylko przeciw określonemu zagrożeniu. Musi być do tego przygotowany cały system rozpoznawania nadlatujących pocisków balistycznych, obejmujący stacje radiolokacyjne śledzące cele na terenie Turcji, prowadzący wreszcie nadlatujące rakiety aż do miejsca, w którym można je zestrzelić. Każdy, kto się na tym zna, wie, że jest to przygotowane na rakiety nadlatujące z Bliskiego Wschodu. System chroni Polskę, Europę i Stany Zjednoczone przed ewentualnym atakiem rakietowym z Iranu. Tarcza będzie dysponować około 20 rakietami – i przeciwko Rosji nie jest to dosłownie żadna siła. Dlatego ludzie mówiący, że tarcza antyrakietowa jest elementem agresji wobec Rosji, albo jest niepoważny, albo plecie od rzeczy.

Elementy tarczy antyrakietowej w Polsce, gdy chodzi o Federację Rosyjską, nie mają więc wymiaru militarnego, ale wymiar polityczny?

Oczywiście. Stany Zjednoczone lokując w Redzikowie tę instalację pokazują, że Polska jest ich trwałym i ważnym sojusznikiem. Będą tu rozmieszczeni amerykańscy żołnierze, Waszyngton będzie miał więc interes w podniesieniu bezpieczeństwa Polski i innych sojuszników europejskich. Dlatego ta tarcza jest niezwykle ważnym sygnałem politycznym. Putin doskonale wie, do czego można wykorzystać całą tę instalację. Jestem przekonany, że ma pełną świadomość wartości bojowej i zadań tego systemu. Wykorzystuje go jednak, by dzielić, by siać wątpliwości – Rosja jest mistrzem w takim rozgrywaniu swoich przeciwników. Putin występuje tak ostro przeciw tarczy, bo nie podoba mu się, że w Polsce na stałe znajdzie się 400 żołnierzy amerykańskich wraz z rodzinami, a zatem – mówiąc przenośnie – na terytorium Polski będzie cząstka Ameryki. Stany Zjednoczone będą czuły się w związku z tym o wiele bardziej związane z Polską i bardziej zobowiązane do pomocy.

W ostatnim półroczu mamy do czynienia z naprawdę wyraźną intensyfikacją działań NATO i USA na wschodniej flance NATO. To manewry Anakonda-16, decyzja o rozmieszczeniu batalionów NATO, decyzja USA o wysłaniu na wschodnią flankę dużej ilości własnego ciężkiego sprzętu, wreszcie budowa elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i Rumunii. Należy to wszystko traktować jako późną, ale jednak konkretną reakcję na tak jawnie imperialną politykę Rosji?

Tak, choć już poprzedni szczyt w walijskim Newport we wrześniu 2014 roku był bardzo istotny, bo przyniósł ważne decyzje polityczne i położył podwaliny pod konkretne działania w celu konsolidacji Sojuszu. Na nadchodzącym szczycie w Warszawie to wszystko nabierze konkretnego, powiedziałbym – wykonawczego wymiaru. Rzeczywiście ustalenia nabrały tempa w ostatnim półroczu. Imponująca była przy tym aktywność  polskich polityków – pana prezydenta i pani premier, kierownictwa ministerstw obrony i spraw zagranicznych. Wszyscy oni wykonali naprawdę gigantyczną pracę. Trafiliśmy też na szczególny klimat polityczny u naszych sojuszników, którzy podchodzili z większym zrozumieniem do problemów, jakie stwarza na wschodniej flance NATO Rosja. Przypominam, że jeszcze cztery lata temu, gdy część naszych polityków mówiła o zagrożeniu ze strony Moskwy na forum międzynarodowym, to spotykała się z lekceważeniem i zarzutami o antyrosyjską fobię. Okazało się, że to nie była fobia. Na szczęście trudno znaleźć polityków w Europie, którzy kwestionowaliby jeszcze dziś zagrożenie płynące z Rosji Władimira Putina.

Minister Antoni Macierewicz  mówi o decyzjach podejmowanych w ostatnich dniach i miesiącach przez NATO i USA wprost jako o prawdziwym historycznym przełomie dla bezpieczeństwa Polski. Podziela pan taką ocenę?

Tak – zgadzam się z tym w pełni. Decyzje, które zapadły wczoraj oraz w ciągu ostatnich kilku miesięcy, to historyczny przełom. Po raz pierwszy na terenie Polski stacjonować będą wojska sojusznicze gwarantujące nam lojalność wobec zagrażających nam problemów. Polska wchodzi do elity państw wzajemnie gwarantujących sobie bezpieczeństwo. 

Dziękuję za rozmowę.

Paweł Chmielewski