„Ale to PiS wprowadziło do mainstreamu coś, co wcześniej było trzymane głęboko w lochu i co powinno tam pozostać: prymitywny nacjonalizm i religijny fanatyzm. PiS swoją nieodpowiedzialną retoryką otworzył puszę Pandory i wprowadził bestię na salony. A przez uchylone przez PiS drzwi wepchnęło się tych bestii więcej od LPR-u po Frondę, z których surrealistycznym programem i odjechanymi ideami trzeba było nagle zacząć poważnie dyskutować (...) I w końcu niepostrzeżęnie środek debaty publicznej przesunął się tak daleko na prawo, że  jej centrum - ku zaskoczeniu wszystkich - znalazło się między dwoma prawicami PiS-em i PO.  A na horyzoncie zaroiło się od Arturów Zawiszów, Marcinów Bosaków, Marianów Kowalskich, Tomaszów Terlikowskich i tym podobnej ekstremy” – oznajmia Szczerek.

A ten tekst więcej mówi o Szczerku i jego środowisku niż o debacie czy Polsce. A nawet mocniej on nic nie mówi o Polsce, bo zawiera masę przeinaczej i kłamstw. Znaczące jest jednak, że oni – co wynika jasno z tekstu, że dla nich trzymanie pewnych poglądów czy ludzi „w lochu” jest modelem debaty, a odmawianie rozmowy z nim normą (co mnie akurat nie zaskakuje, bo ogromna rzesza lewicowych autorytetów od dawna ze mną nie rozmawia, tym większy szacunek dla tych, którzy rozmawiają). I żeby nie było wątpliwości: z komunistami (nowymi i starymi) ich zdaniem rozmawiać można i trzeba, a ich poglądy nie są – broń nas Adamie Michniku – w żadnym razie skrajne, ani surrealistyczne.

Zabawne jest także to, że dopiero po tych wyborach Ziemowot Szczerek zauważył, że Polska nie jest knajpą dla lemingów, gdzie wszyscy myślą, jak on, i że nie składa się z samych bywalców klubów gejowskich czy innych miejsc, gdzie spotykają się liberalne elity, ale jest jednak dość tradycyjna. PO dopóki miała tego świadomość prowadziła w sondażach, a gdy uwierzyła w opowieści o tym, że Polacy chcą małżeństw gejowskich, adopcji dzieci przez pary lesbijskie czy in vitro dla każdego zaczęła dołować. Ale to niczego nie nauczyło ani Szczerka, ani jego nauczycieli. Oni nadal wierzą we własną propagandę, a gdy rzeczywistość okazuje się odmienna zaczynają histeryzować. I w sumie to bardzo dobrze, bowiem w ten sposób dobitnie pokazują, że z demokracją, wolnością słowa, a nawet z rzeczywistością ich myślenie nie ma nic wspólnego. Inna sprawa, że to akurat wiadomo od dawna, bowiem partie, które zaczynała się kierować widzeniem świata „Gazety Wyborczej” i jej akolitów nieodmiennie lądowały na drzewie. Ślepota i histeria nie sprzyjają bowiem ani polityce, ani kierowaniu samochodem.

Tomasz P. Terlikowski