Od kilku tygodniu przy granicy z Białorusią w okolicy Usnarza Górnego politycy opozycji razem z sympatyzującymi z nimi mediami i organizacjami urządzali happeningi, próbując zbić polityczny kapitał na dramacie wykorzystywanych przez reżim Łukaszenki migrantów. W związku z ogłoszeniem stanu wyjątkowego muszą jednak opuścić strefę przygraniczną, co prowadzi ich do prawdziwej histerii.

Trwa kryzys wywołany przy granicy przez reżim Aleksandra Łukaszenki, który sprowadza z Bliskiego Wschodu migrantów, aby następnie przepychać ich na terytorium Litwy, Łotwy i Polski. W ten sposób Łukaszenka, najpewniej z inspiracji Kremla, chce wywrzeć presję na Unii Europejskiej w związku z nałożonymi na Białoruś sankcjami. Rosja najpewniej chce też zbadać, w jaki sposób państwa UE są w stanie reagować na zagrożenie przy granicy. Cześć komentatorów wskazuje również, że celem jest destabilizacja Niemiec przed wrześniowymi wyborami. To właśnie do tego kraju chcą ostatecznie dotrzeć migranci. Działania białoruskiego reżimu są tym bardziej niebezpieczne w związku z rozpoczynającymi się przy granicy rosyjsko-białoruskimi manewrami wojskowymi Zapad-21.

We współpracy z Unią Europejską, władze Polski, Litwy i Łotwy uszczelniają granice, uniemożliwiając migrantom przedostanie się na terytorium Unii Europejskiej. W odpowiedzi na zagrożenie we wszystkich tych państwach wprowadzono stan wyjątkowy na terenach przygranicznych. W Polsce jednak takim środkom sprzeciwia się opozycja, której ogłoszenie stanu wyjątkowego uniemożliwia kontynuowanie politycznego spektaklu przy granicy.

- „Stan wyjątkowy to akt tchórzostwa polskiego rządu. Nie macie odwagi rozwiązać kryzysu na granicy, w świetle kamer i zgodnie z prawem!”

- histeryzuje poseł Franciszek Sterczewski. To dotychczas mało znany polityk Koalicji Obywatelskiej, który w ostatnich dniach zyskał rozpoznawalność dzięki swojemu wyczynowi „sportowemu”. Chcąc nielegalnie przedostać się na terytorium Białorusi, poseł postanowił „ścigać” się ze strzegącymi granicy służbami. Na własne szczęście wyścig ten przegrał.

- „Nie wiemy, czy zagrożenie na granicy białoruskiej jest realne, czy tylko władza przykrywa swoją nieudolność odsuwając wolne media 3 kilometry od granicy, aby nie mogły swobodnie relacjonować tego, co się tam dzieje”

- mówił marszałek Senatu Tomasz Grodzki.

- „Dzięki wprowadzeniu przez polski rząd stanu wyjątkowego mamy teraz informacyjny pojedynek władz Polski i Białorusi bez możliwości niezależnego zweryfikowania informacji przez media. Możemy sobie cytować jednego rzecznika lub drugiego”

- napisał redaktor naczelny portalu Onet.pl, Bartosz Węglarczyk.

kak/Twitter