"Francuskie wybory prezydenckie są wyjątkowe, mogą zadecydować o przyszłości najważniejszych instytucji zachodnich – Unii Europejskiej i NATO. Mogą doprowadzić do upadku świata, który, my, Polacy, znamy ledwie od jednego pokolenia" - pisze na łamach "Rzeczpospolitej" Jerzy Haszczyński.

"Jeżeli Francuzi chcą przebić Brytyjczyków z ich Brexitem i Amerykanów z Trumpem, to bez trudu to osiągną, przepuszczając do drugiej tury dwie skrajności, w wersji prawicowej Marine Le Pen, a w lewicowej Jeana-Luca Mélenchona" - przekonuje autor. Jak dodaje, z polskiej perspektywy to wybór między przysłowiową dżumą a cholerą.

Zarówno Le Pen jak i Melenchon są antyamerykańscy, antyniemieccy i prorosyjscy. Bardziej otwarty jest Melenchon, mówiąc wprost, że chciałby wyprowadzić Francję z NATO. Ale i Le Pen, pisze Haszczyński, widziałaby Rosję jako element struktury bezpieczeństwa Europy.

Zdaniem Haszczyńskiego "stary świat" może przetrwać z Fillonem lub z Macronem, ale, niewykluczone, przetrwać może i z Le Pen czy Melenchonem - "tak jak na razie trwa bez większych wstrząsów po decyzji Brytyjczyków o Brexicie i z Trumpem w Białym Domu". "Jednak każde takie wydarzenie jak Brexit to przecięcie lub nacięcie nici, na której wisi cywilizacja zachodnia. Nie wiadomo, jaką ma wytrzymałość ani nawet, ile ich jest. Ale kiedyś się urwie" - kończy Haszczyński.

mod/rzeczpospolita