Stawianie żądań politykom bez zapewnienia im społecznego zaplecza jest nie tylko niemoralne, ale i krótkowzroczne

Z zakazu handlu w niedziele wycofały się niedawno Węgry: 12 kwietnia węgierski parlament prawie jednogłośnie uchylił ustawę zakazującą świątecznego handlu w sklepach wielkopowierzchniowych. Tę samą, którą przegłosował zaledwie rok wcześniej, 15 marca 2015 r.

Dlaczego rządząca na Węgrzech konserwatywna partia Fidesz zmieniła zdanie? Viktor Orbán dalej przecież chce budować węgierską tożsamość w oparciu o wartości chrześcijańskie, rodzinne i patriotyczne. Dofinansowanie przez jego rząd młodzieży węgierskiej przyjeżdżającej do Polski na ŚDM pokazuje, że priorytety się nie zmieniły. Tylko żeby móc je skutecznie realizować, trzeba się utrzymać przy władzy. Tymczasem większość Węgrów nie akceptuje ograniczenia handlu w niedzielę. Świadoma tego Węgierska Partia Socjalistyczna podjęła więc kroki na rzecz ogólnonarodowego referendum, w którym społeczeństwo odrzuciłoby niechciany zakaz. To zaś mogło uruchomić lawinę utraty zaufania do rządzącej prawicy i przybliżyć powrót skompromitowanych socjalistów do władzy. Aby rozbroić tę bombę, Orbán wycofał się z wcześniejszej ustawy.

Warto przeanalizować te doświadczenia i szybko wyciągnąć z nich wnioski. W najbliższych miesiącach i u nas odbędą się przecież dwa ważne głosowania, zahaczające o spór światopoglądowo-moralny. W minionym tygodniu do Sejmu wpłynął projekt ograniczenia handlu w niedziele, poparty podpisami ok. 580 tys. Polaków. Natychmiast w lewicowych środowiskach i mediach ruszyła kłamliwa kampania, jakoby wprowadzenie tego typu ograniczeń stawiało nas na peryferiach UE, ograniczało prawa obywatelskie i prowadziło do zapaści gospodarczej. Prawda jest taka, że żadnych ograniczeń w niedzielnym handlu nie ma tylko w krajach postsowieckich (z wyjątkiem Ukrainy i Białorusi) oraz w Szwecji, Portugali, Irlandii i Turcji. We wszystkich innych państwach Europy takie ograniczenia istnieją, choć nie wszędzie są tak rygorystyczne, jak w Niemczech czy w Austrii. Uświadomienie tego społeczeństwu to zadanie dla związkowców, prawicowych mediów, działaczy katolickich i duchownych. Bez tego żądanie od polityków zmiany prawa jest zostawianiem ich na spalonym.

CZYTAJ DALEJ NA: idziemy.pl oraz w najnowszym numerze czasopisma "Idziemy"