- Kuroń był na tyle uczciwy, że po strajku w sierpniu 80 r. powiedział, że teraz gdy wszystko jest już legalne to skończyła się opozycja i przyjaźnie, i każdy dba teraz o swój interes. W jakimś stopniu wypowiedział nam lojalność, czego wówczas nie zrozumieliśmy. Myśmy tę jego deklarację potraktowali, że Jackowi coś odbiło. Byliśmy wobec niego dalej lojalni, a on już nie. Przecież wysoką pozycję, które miał w Solidarności zawdzięczał nam. Lansowaliśmy go, a on z tego korzystał.

 

Gdy strajkowaliśmy, to Kuroń był aresztowany. Dopominaliśmy się o niego. My w sierpniu '80 nie mogliśmy przeforsować podwyżek. Po latach się okazało, że Kuroń na przesłuchaniach z SB mówił im, że można nas skłócić o pieniądze. On to nam to powiedział po wyjściu z aresztu.

 

Czy Kuroń był człowiekiem Solidarności? Nie, bo grał w Solidarności tylko na własne koncepcje. Pamiętam jak podczas internowania na Białołęce pouczał swoją grupę, że taka rewolucja jak Solidarność jest jak stado mustangów, które pędzi na oślep. Nie da się nim kierować. Należy więc wskoczyć na pierwszego mustanga, chwycić się jego grzywy i dać mu się ponieść, a jak pęd osłabnie to powoli, powoli wykręcać. Był jednym z nielicznych, którzy rozumieli wtedy całą otaczającą nas sytuację. Mówił też, że rozgrywkę po stanie wojennym wygra ten, kto przechwyci szyld „Solidarności”, szyld a nie jej ideę.

 

Na czym polegał jego spryt? Raport o likwidacji WSI wskazywał, że Kuroń kontaktował się z Kiszczakiem pod płaszczykiem przesłuchań. Był na tyle mądry, że nie latał do nich na kawkę, tylko przychodził na rozmowy na ich wezwania – dodaje Gwiazda.

 

Not. JW