Główny Urząd Statystyczny podał dzisiaj, że w sumie deklaracji śląskich odnotowano 809 tys., przy czym mniej niż połowę z tego (362 tys.) wyrażono jako identyfikację pojedyńczą (tylko śląską). Częściej wskazywano identyfikację śląską łącznie z polską (415 tys.)

 

Zwolennicy Ruchu Autonomii Śląska uznali to za victorię, a przy okazji zorganizowali demonstrację przed Pałacem Namiestnikowskim (ich zdaniem GUS celowo zaniżał liczbę śląskich deklaracji). Piotr Semka w komentarzu na łamach "Rzeczpospolitej" uznał z kolei te wyniki za zwycięstwo "opcji polskiej" i klęskę "separatystów", a spis powszechny porównał do plebiscytu.

 

Ślązaków, którzy uważają, że tworzą osobny naród jednak ciągle przybywa; w 2002 roku ludzi, którzy deklarowali istnienie odrębnego narodu śląskiego było ponad dwa razy mniej, bo nieco ponad 173 tys. Ślązacy stali się więc największą grupą etniczną w całej Rzeczpospolitej Polskiej.

 

Na pewno ów wynik spisu świadczy o renesansie regionalnej tożsamości. Są w Europie regiony, w których identyfikacja lokalna jest ważniejsza od ogólnonarodowej i Górny Śląsk do takich ziem właśnie należy. Polakowi z centralnej Polski trudno to zrozumieć, bo nie ma tak silnej tożsamości podlaskiej czy świętokrzyskiej. Dla wielu Ślązaków wybór "śląskiej opcji narodowej" to swoista kontestacja; w PRL autochtonów traktowano jak obywateli drugiej kategorii, a lokalną kulturę sprowadzono do czegoś w rodzaju cepelii. Oni po prostu chcą powiedzieć; "Popatrzcie! Miało nas nie być, a jesteśmy!" Do tej kontestacji dołączyła młodzież dla której śląskość jest fajna, a RAŚ jest "cool", bo jego ludzie wiedzą jak używać Internetu i potrafią urządzać happeningi.

/

Swoje zrobiła na pewno manipulacja medialna z wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego. W swojej książce mianem "opcji proniemieckiej"  określił on jedynie zwolenników RAŚ, a nie Ślązaków w ogóle, w Polskę poszedł jednak inny przekaz, jak to zwykle w przypadku newsów o PiS bywa.

 

Kaczyński nie ma jednak racji w takim opisie. Duża część "Ślązaków nie-Polaków" to osoby, które kiedyś deklarowały się jako Niemcy. Na niemiecką tożsamość na początku wskazywało ponad 300 tys. mieszkańców Polski, dziś jedynie 109 tys. Nie od dziś wiadomo, że liderzy mniejszości niemieckiej najbardziej przeklinają nazwisko Jerzego Gorzelika, lidera RAŚ, bo to on zabiera im elektorat (nie da się tak wielkiego spadku deklaracji wytłumaczyć emigracją do Niemiec).

 

Jesli chodzi o RAŚ to mój opór budzi szczególnie lansowane przez nich określenie "polskie obozy koncentracyjne" w odniesieniu do komunistycznych obozów pracy urządzonych po wojnie (w przeciwieństwie do Niemców totalizmu nie wybraliśmy, a kraj był okupowany przez Sowietów), ponadto wysoce szkodliwe jest postulowanie stworzenia województwa w granicach historycznych (bez Zagłębia i części Małopolski). Pierwsze jest fałszerstwem historycznym, drugie skłócaniem ludzi i rozdzielaniem jednolitego organizmu gospodarczego.

Sam jako Ślązak uważam się także za Polaka i nie wydaje i się, aby istniała osobna narodowość śląska. Ale jednocześnie wiem, że histeria wokół tego zjawiska jest niepotrzebna. Naród śląski może kiedyś powstać jeśli ktoś zwykłych Ślązaków będzie instruował kim mają być, a kim mają nie być. Pisałem trzy miesiące temu na portalu Fronda.pl co trzeba zrobić, żeby Śląsk duchowo przyłączyć do Polski i te postulaty wydają się w tej chwili być szczególnie ważne.

 

Parlamentarzyści powinni przyjąć ustawę uznającą Ślązaków za mniejszość etniczną. Z tej decyzji płyną przywileje głównie w dziedzinie edukacji i pielęgnowania własnej kultury (bo politycznych przywilejów owo określenie już nie daje). To zaspokoiłoby aspiracje dużej grupy śląskich autochtonów, którzy uważają, że są czymś więcej niż grupą regionalną. Ślązacy mieliby więc takie prawa jak np. Kaszubi. Nie czas na akademicką dyskusję, czy Ślązacy są ową grupa etniczną czy nie. Gołym okiem widać, że panuje tu inna mentalność i obyczajowość. Śląsk zawsze dokładał do wspólnej kasy ogromne sumy, dzięki którym kraj mógł się rozwijać, więc nie byłaby to żadna wspaniałomyślność ze strony państwa polskiego.

 

Wprowadźmy lekcje kultury regionalnej. Nie tylko w woj. śląskim, ale w całej Polsce. Górny Śląsk to jednak miejsce szczególne, bo region ten miał przez 700 lat zupełnie inną historię niż Polska. Każde śląskie dziecko powinno wiedzieć kim był Karol Godula (rodowity Górnoślązak, syn leśniczego, który został jednym z największych przemysłowców nie tylko na Śląsku, ale i w Prusach), kim był ks. Norbert Bończyk, poeta zwany "śląskim Mickiewiczem", jakie wielkie rody szlacheckie miały swoje siedziby na Śląsku. Analiza śląskich gwar pokazałaby młodym ludziom, że pochodzą one ze staropolszczyzny i zawierają słowa, których używali Rej i Kochanowski. Lekcje kultury regionalnej można urządzić w miejsce Wiedzy o Społeczeństwie, która jest przedmiotem mało przydatnym.

 

Prezydent i wyżsi rangą politycy powinni uczcić pamięć o niesłusznie represjonowanych Ślązakach pod koniec wojny i w okresie stalinizmu. Niby można mówić o wspomnianych już komunistycznych obozach pracy w których katowano i zabijano Ślązaków (a także Niemców i żołnierzy antykomunistycznego podziemia), ale mówi się o tym mało, a miejsca kaźni są upamiętnione ledwie symbolicznie (tu państwo polskie oddaje pole aktywistom RAŚ). Marzy mi się, żeby prezydent Komorowski zamiast rytualnej wycieczki pod Górę św. Anny pojawił się przed bramą obozu "Zgoda" w Świętochłowicach i powiedział wyraźnie: "Ta zbrodnia nie była dokonana w imieniu narodu polskiego". Komunistyczni oprawcy bili i głodzili na śmierć ludzi za rzekomą "zdradę Polski" i  tak to zostało tu zapamiętane. Częścią pojednania z historią jest reprywatyzacja; do dziś wielu Ślązaków nie otrzymało nawet śladowej rekompensaty za majątki skonfiskowane im w latach 40. i 50. i rozdawane przesiedleńcom.

Poza tym nie trzeba żadnych ułatwień, żadnej "akcji afirmatywnej" dla Ślązaków, bo ci świetnie sobie radzą. Socjologowie wskazują, że tzw. wskaźnik aspiracji edukacyjnych w tradycyjnych rodzinach śląskich należy do najwyższych w Polsce (w latach 80. tylko jeden na dziesięciu górników życzył sobie wyższego wykształcenia dla swoich dzieci, pod koniec lat 90. już siedmiu na dziesięciu). Prof. Ryszard Kaczmarek, historyk, jeden z najlepszych znawców Śląska twierdzi, że w znanym mu środowisku akademickim już panuje swoisty numerus clausus: na wielu wydziałach do 40 proc. kadry pochodzi ze śląskich bądź mieszanych rodzin. Po raz pierwszy w historii to rodowici Ślązacy rządzą śląskimi miastami i gminami, bo rodowici mieszkańcy są bardziej zdyscyplinowani i chodzą częściej na wybory od przyjezdnych.

 

Gdziekolwiek rozejrzeć się w twórczych dziedzinach na Śląsku to zawsze coś tam się dzieje ciekawego – rośnie w siłę biznes innowacyjny, przybywa dobrych designerów, awangardowa "śląska szkoła architektury", charakteryzujaca się elegancją i minimalizmem doceniana jest już od lat za granicą. Wszystko wskazuje na to, że dla Ślązaków i śląskości najlepsze lata właśnie nadchodzą.

 

Rafał Geremek