Władimir Putin coraz bardziej przypomina późnego Donalda Tuska. Jego kłopot to pyrrusowe zwycięstwo na Ukrainie, nadciągające tsunami w gospodarce,  jak i utrata twarzy na świecie. W tej sytuacji aparat propagandowy Kremla pozostaje jedyną wydolną podstawą władzy, obrzucająca napalmem propagandy sukcesu, efektów zielonego mocarstwa, czystego PR-u swoich obywateli, a na użytek zewnętrzny - potrząsanie rakietami. Nic jednak nie wskazuje na skuteczność takiego PR-u w dłuższej perspektywie. Nie wzrosną bowiem nagle ceny surowców, które Rosja eksportuje. A świat reaguje na groźby rakietowe Kremla coraz większa integracją. Wczoraj sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg tak wypowiedział się na „potrząsanie rakietami Rosji”: „ To nuklearne potrząsanie szablą przez Rosję jest nieuzasadnione. Jest destabilizujące i jest niebezpieczne. To jest coś, na co reagujemy i jest to także jeden z powodów, że obecnie zwiększamy gotowość i przygotowanie naszych sił. Odpowiadamy gwarantowaniem tego, że NATO także w przyszłości będzie sojuszem, który zapewnia warunki ochrony wszystkich sojuszników przed wrogiem”.

Rosję czeka więc smuta kryzysu i długotrwałej izolacji. Ten stan dobrze opisują lapidarne słowa jednego z ministrów Donalda Tuska: „Ch..., dupa i kamieni kupa”.  Tusk w takiej sytuacji miał jednak wybór: Telefon do  przyjaciela - Angeli Merkel. Putin jest sam na placu i nie ma przyjaciół. Ma tylko dwór i narzędzia do panowania i wywoływania strachu. W takiej sytuacji nagła zmiana losu Putina kryje się w krużgankach Kremla. 

Tadeusz Grzesik