Porzucił psa, którego wcześniej przygarnął ze schroniska. Ten pies to suka i na dodatek zaszczeniona...

Porzucił przywiązując smycz do ogrodzenia tego samego schroniska, z którego ją przygarnął. Na widoku tak, żeby ktoś ją na pewno dostrzegł. Dlaczego po prostu nie wszedł z nią do środka i nie przekazał formalnie ponosząc niedużą w końcu opłatę? Wstyd, że nie dał rady opiekować się nią dalej? Że poniósł porażkę? Czy przyznać się do tego jest dla maratończyka trudne? Od sportowca oczekujemy w końcu walki i zwycięstwa. A mógł to załatwić inaczej, skoro tak ważne dla niego było pobiec w kolejnym maratonie do Aten. Są hotele dla psow, można było dać w internecie jakiś apel. Pewnie by ktoś pomógł i jeszcze byłaby promocja takiej postawy.

Rozważania "co by było, gdyby" - są jednak spóźnione i jałowe. Przemysłowa kamera utrwaliła całe zdarzenie, a internet dopełnił reszty. Na sprawcę posypały się słowa krytyki i dezaprobaty ze wszystkich stron - od obrońców zwierząt, po zwykłych ludzi wrażliwych na cudzą krzywdę - choćby to było zwierzę. I to jest zrozumiałe i świadczy o jak najbardziej dojrzałej postawie emocjonalnej.

Chciałoby się rzec: internet czyni cuda. Maratończyk został powszechnie napiętnowany. A ja śmiem jednak pytać dalej, czy aby to nie jest cud mniemany? I jakich to cudow potępienia nie uświadczysz w internecie, choćby ich ranga była o tysiąckroć ważniejsza od zbrodni porzucenia psa przez przywiązanie go do płotu schroniska. Rozejrzyjcie sie wokół siebie, a ujrzycie jedno z tysięcy porzucanych przez ludzi dzieci, dla których schroniskiem czynią rodzice dziadków!

Rozejrzyjcie się dalej, a zobaczycie żonę często cieżarną pozostawioną przez meża, i męża zdradzonego i porzuconego w rozpaczy przez żonę. Rozejrzyjcie się dobrze, a zobaczycie starych ludzi w potrzebie porzuconych przez swoich bliskich, oczekujących daremnie na czyjąś... może właśnie twoją pomoc. Ich los jest często gorszy od losu tej suki, której w końcu otwarto furtkę do schronoska, i którą - miejmy nadzieję, ktoś litościwy stamtąd przygarnie. Dlatego bronię Maratończyka, na którego potoczyła się w internecie lawina kamieni. Zachował się w sposób nieprzemyślany, mógł to załatwić lepiej... owszem. Ale to, co uczynił nie jest przecież żadną zbrodnią, a co najwyżej małodusznością. A kto z nas nie ma takich na sumieniu.

Rozejrzyj się zatem najpierw wokół siebie, a poza internetem dostrzeżesz bliźnich, którym możesz i powinieneś pomoc. Właśnie dzisiaj, teraz. I zrób to właśnie - to o wiele lepsze od kamienowania Maratończyka.

Tadeusz Grzesik