10 czerwca ulicami polskich miast przejdą Marsze dla Życia i Rodziny (w niektórych miastach w innych terminach). W tym roku, właśnie teraz mamy szczególnie ważny powód, żeby pójść na marsz, nawet kosztem innych, planowanych wcześniej zajęć.

Od zbiorowej postawy Polek i Polaków zależeć będzie los polskich dzieci i polskich rodzin. A zbiorowa postawa składa się przecież z postaw jednostkowych, dlatego wobec własnych dzieci mamy obowiązek by razem z nimi pójść na marsze i dać świadectwo:

RODZINA TO MATKA, OJCIEC I DZIECI.

Małżeństwo to uświęcona i zalegalizowana podstawa rodziny i może być zawarte wyłącznie między jedną kobietą i jednym mężczyzną.

Masowe pokazanie, że w Polsce ta prawda jest nie do podważenia stało się od wczoraj sprawą najwyższej wagi, ponieważ właśnie wczoraj, 5 czerwca na rozprawie w Luksemburgu Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) orzekł, że

Pojęcie „współmałżonka” w rozumieniu przepisów prawa Unii dotyczących swobody przemieszczania się obywateli Unii i członków ich rodziny obejmuje współmałżonków tej samej płci.

Chociaż państwa członkowskie mają prawo decydowania, czy chcą dopuścić możliwość zawierania małżeństw homoseksualnych, to nie mogą naruszać swobody pobytu obywatela Unii na swoim terytorium, odmawiając wydania jego mającemu tę samą płeć współmałżonkowi, będącemu obywatelem państwa nienależącego do Unii, pochodnego prawa pobytu na swoim terytorium.

Radca prawny międzynarodowej organizacji Alliance Defending Freedom (ADF) Adinie Portaru tak skomentowała to orzeczenie:

Decyzja Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie Coman i inni jest problematyczna. Wiele państw europejskich uznaje i chroni prawnie małżeństwo jako związek między jednym mężczyzną a jedną kobietą. Mają one do tego prawo. Podstawowe pojęcia prawa rodzinnego: ‘małżonkowie’, ‘członek rodziny’ i ‘małżeństwo’, należą do kompetencji państw członkowskich UE. Taki podział kompetencji jest odzwierciedlony w podstawowych dyrektywach UE w tej dziedzinie i został ujednolicony przez orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości. Formułując ‘nową’ definicję ‘małżonków’ obejmującą partnerów tej samej płci, Trybunał podważa kompetencje krajowe w tej kwestii.

Swobodny przepływ osób nie może być wykorzystywany do ukrytego redefiniowania dobrze rozumianych pojęć, takich jak ‘małżeństwo’ czy ‘rodzina’. Zmuszenie państwa członkowskiego do zmiany swojego prawa krajowego w celu legalnego uznania związków osób tej samej płci oznacza również celowe ignorowanie krajowych procesów demokratycznych. Na przykład w Rumunii trzy miliony osób podpisało ostatnio inicjatywę, aby w konstytucji zdefiniować małżeństwo między jednym mężczyzną a jedną kobietą. Definiując na nowo pojęcie ‘małżonka’, Trybunał Sprawiedliwości sygnalizuje brak poszanowania dla suwerenności i różnorodności narodowej w UE i może w rezultacie stworzyć chaos prawny.

W chłodnych, prawniczych słowach opinia ta sygnalizuje skandaliczny fakt najwyższej wagi. Oto garstka osób powołanych wyłącznie do interpretowania prawa, całkowicie ignoruje i stawia się ponad źródłem prawa, tj. wolą narodów i wybranych przez nie parlamentów. Dlatego można stwierdzić, że orzeczenie TSUE jest próbą zamachu na niepodległość i zarazem zamachu stanu - przechwycenia przez uzurpatorski sąd władzy należnej wyłącznie krajowym parlamentom występującym w imieniu społeczeństw, które je wybrały.

Teoretycznie trybunał potwierdził prawo poszczególnych państw do definiowania w prawie krajowym pojęcia małżeństwa. Państwa członkowskie mogą nadal przeprowadzać referenda małżeńskie i utrzymać swoją konstytucyjną definicję małżeństwa jako jednego mężczyzny i jednej kobiety.

W rzeczywistości jednak ta rzekoma suwerenność państw znika wobec zjawienia się w ich granicach osoby okazującej certyfikat jednopłciowego "małżeństwa" z innego kraju. Po jego okazaniu państwa te na rozkaz unijnego sądu mają dokonać ontologicznej, epistemicznej i etycznej rewolucji. Mają wyrzec się swojego systemu wartości, porządku moralnego i społecznego: mają uznać dwóch mężczyzn albo dwie kobiety za "małżeństwo".

To skandal sam w sobie, ale i precedens, bo ogarnięty duchem queer-seksualnej rewolucji trybunał może wkrótce nakazać uznanie "małżeństwa" pedofila z pięcioletnim dzieckiem, ojca z synem, dwóch bliźniaków, albo trzech a może i czterech braci, co i tak nie wyczerpuje bogactwa queer-seksualnych opcji. Skoro granice wyznaczone przez biologię, religię, kulturę i moralność trybunał uznaje za nieistotne w postępowaniu wobec homoseksualizmu, to dlaczego te granice miałyby mieć jakiekolwiek znaczenie w jego postępowaniu wobec innych orientacji (ukierunkowań, skłonności) seksualnych?

Wprawdzie trybunał stwierdził, że uznawanie par jednopłciowych powinno odbywać się wyłącznie w celu nabycia pozwolenia na pobyt, jednak łączy to z prawem do prowadzenia normalnego życia rodzinnego. To zaś w oczywisty sposób doprowadzi do nowych roszczeń sądowych o inne prawa niż sam pobyt, w tym do domagania się dzieci do adopcji, bo przecież co jak nie obecność dzieci stanowi o "normalnym życiu rodzinnym"?

Kilka godzin po wydaniu orzeczenia przez TSUE organizacje LGBTQ złożyły list do Prezydenta Słowacji domagający się wprowadzenia jednopłciowych "małżeństw", ponieważ związki między dwoma Słowakami są dyskryminowane w porównaniu z parami homoseksualnymi mieszkającymi na Słowacji, w których jeden z partnerów jest obcokrajowcem. Dodajmy, że jednopłciowe "małżeństwa" bez prawa adopcji nie są możliwe, bo takie rozwiązanie natychmiast zostanie podważone jako ich dyskryminacja.

Jak widać, czerwono-tęczowy trybunał rewolucyjny - bo na takie określenie zasługuje TSUE - zredefiniował pojęcie małżeństwa i małżonków w taki sposób, by natychmiast stworzyć podstawę do rozszerzenia teoretycznie ograniczonego zastosowania pojęcia jednopłciowego "małżeństwa". Przede wszystkim takiego rozszerzenia, by obejmowało ono także podnoszone stale przez LGBTQ żądanie "prawa do dzieci", bo to faktycznie oznacza "prawo do rodziny" albo "prawo do życia rodzinnego".

LGBTQ traktują owo "prawo do dzieci" tak, jakby dzieci były jakimś deputatem należnym za praktykowanie przez nich homoseksualnych stosunków płciowych. Ponieważ stosunki te są z natury bezpłodne, państwo ma tej bezpłodności zaradzić, umożliwiając "nabywanie" dzieci w inny sposób. Jest to oczywiście absurdalne i bezpodstawne roszczenie. Przede wszystkim zaśjest to skrajnie przedmiotowe traktowanie dziecka (czyli człowieka) oraz pogwałcenie jego fundamentalnego prawa do wzrastania i wychowania w naturalnej rodzinie z matką i ojcem - po to by zaspokoić pragnienia i potrzeby LGBTQ. Jak widać, dla forsującego queer-seksualną rewolucję trybunału to przedmiotowe traktowanie dziecka i gwałcenie jego praw z zasady się nie liczy wobec woli zaspokojenia pragnień i uzurpacji LGBTQ.

Orzeczenie unijnego trybunału jest niewyobrażalnie bezczelną uzurpacją, ponieważ owej redefinicji małżeństwa dokonał on całkowicie arbitralnie (tj. według własnego ideologicznego widzimisię), za nic mając fundamentalne wartości, prawodawstwo oraz wolę społeczeństw i wybranych przez nie przedstawicieli. Bezceremonialnie podjął próbę dwóch zamachów - zamachu stanu, w postaci odebrania przez sąd legislatywie przynależnej jej władzy ustawodawczej (jak to uczynił Sąd Najwyższy USA w 2013 i 2015 r.) oraz zamachu na suwerenność niepodległych państw. Piszę: próbę, bo dopiero teraz się okaże, czy kraje te i krajowe legislatywy dadzą sobie suwerenność i władzę odebrać, a więc czy ta próba zamachu okaże się zamachem udanym.

W charakterystyczny dla Unii Europejskiej antydemokratyczny i despotyczny sposób samodzierżawny unijny trybunał potraktował państwa, społeczeństwa i parlemantarne przedstawicielstwa krajów członkowskich. Od politycznej reakcji tych państw i społeczeństw zależy, czy te oba te zamachy się powiodą.

Jak w każdym zamachu stanu, ważnym czynnikiem jest determinacja. Postępujący w iście rewolucyjnym duchu i trybie trybunał niewątpliwie się nią wykazał. Zdecydowanym ruchem obwieścił przechwycenie władzy nad Rumunią, Polską, Słowacją i innymi jeszcze nie podporządkowanymi genderyzmowi krajami. Czy to obwieszczenie będzie miało performatywną siłę sprawczą? Jeśli kraje te poprzez swoją milczącą zgodę uznają to obwieszczenie, władza ta zacznie ipso facto obowiązywać. Niewątpliwie znajdą się w Polsce sądy na tyle zdeprawowane, by oddawać dzieci homoseksualistom. Jak naprawdę wygląda tak mocno lukrowana w mediach i telewizyjnych serialach rzeczywistość "tęczowych rodzin" pisaliśmy TUTAJ; o (homo)seksualnych drapieżcach (według ich własnego określenia) w owczych skórach pisaliśmy TUTAJ.

Dlatego społeczeństwa i politycy krajów zaatakowanych przez unijnych uzurpatorów muszą się wykazać nie mniejszą determinacją i powiedzieć: non possumus: tu jest Rumunia, tu jest Polska, tu jest Słowacja itd. Jeśli jakieś państwo, jakiś naród chce oddawać swoje dzieci w ręce homoseksualnych drapieżców, by poddawać je deprawacji i/lub niszczeniu ich tożsamości (bo takie są jasno wyrażone pragnienia i cele LGBTQ oraz ich ideologii, co opisano TUTAJ) - niech czyni to na własny rachunek. Jednak niech ten kraj, ani żadna międzynarodowa instytucja nie narzuca tego zbrodniczego (bo tak to trzeba nazwać) celu innym krajom i innym narodom.

Uwaga! Dotyczy to wszystkich rodziców (a także dziadków), bo w każdej rodzinie może zdarzyć się nieszczęście, które sprawi, że dzieci będą musiały być oddane do adopcji. Nie można dopuścić by była to adopcja przez parę homoseksualną. Legalizacja jakichkolwiek związków jednopłciowych prędzej czy później doprowadzi do legalizacji jednopłciowych "małżeństw", którym dzieci "będą się należały", bo inaczej byłaby to dyskryminacja owych jednopłciowych "małżeństw".

Dlatego trzeba zaznaczyć wyraźną i nieprzekraczalną granicę: państwo ochrania i daje szczególne przywileje tylko związkom kobiety i mężczyzny, (oby były to małżeństwa, trwałe, zgodne i szczęśliwe), bo tylko one stanowią podstawę ciągłości państwa w sensie biologicznym i kulturowym, stwarzając - oprócz biologicznej reprodukcji, naturalne warunki do prawidłowego kształtowania osobowości oraz przekazania moralnego i obyczajowego kodu kulturowego. Tylko naturalna rodzina z matką i ojcem jest właściwym ekosystemem dla człowieka. Polski kodeks rodzinny i opiekuńczy stwierdza w artykule 114. § 1., że przysposobić dziecko można wyłącznie dla jego dobra, nie dla dobra (albo życzeń i pragnień) jakiejkolwiek innej osoby, zwłaszcza osoby homoseksualnej, choćby osoba ta uważała, że jej roszczenia i uzurpacje są ponad prawami wszystkich innych ludzi (jak to stwierdza zasada 2. z tzw. zasad Yogyakarty, o której można przeczytać TUTAJ),

Dlatego jedyna właściwa odpowiedź jaką można dać sędziowskim uzurpatorom z unijnego sądu w Luksemburgu brzmi: Polska chroni polskie dzieci przed homoseksualnymi drapieżcami i nawet w najmniejszym stopniu nie zalegalizuje jednopłciowych pseudo-małżeństw, które wymyślono tylko po to, by zaspokoić potrzeby homoseksualistów kosztem praw dzieci.

Tak powinna odpowiedzieć Polska jako państwo. Jako obywatele takiej odpowiedzi możemy się domagać, a wobec naszych dzieci mamy wręcz taki obowiązek. Możemy to uczynić podpisując petycje i pisząc indywidualne listy do władz Polski i Unii Europejskiej. Najprostszy i najbardziej widoczny sposób, to iść całą rodziną w najbliższą niedzielę na Marsz. Zaproszenie dla Warszawy i okolic - TUTAJ; informacje o innych marszach - TUTAJ.

Grzegorz Strzemecki