W poprzedniej części pokazaliśmy problem spuścizny po PRL-u w sądownictwie III RP i próby jego rozwiązania demokratycznymi i praworządnymi środkami poprzez obecną reformę sądów. Atak na tę reformę doprowadził do uruchomienia przez Komisję Europejską osławionego artykułu 7.1, rzekomo w obronie łamanej przez Polskę praworządności. Tymczasem niemiecki ekspert w dziedzinie prawa europejskiego w "Centrum für Europäische Politik" na Uniwersytecie we Freiburgu, cytowany przez nas w pierwszej części Urs Pötzsch ujawnia, że problemy z praworządnością ma przede wszystkim sama Komisja Europejska.

KE łamie prawo, ale krzyczy "łapaj złodzieja"

Deutsche Jurist w swojej wypowiedzi dla Deutsche Welle (po polsku TUTAJ , a w niemieckiej wersji TUTAJ) dorzuca niezmiernie interesującą uwagę:

Kiedy Komisja Europejska przedłożyła dokument o mechanizmie praworządności, poproszono o ekspertyzę dział prawny Rady [UE], który mechanizm ten ocenia bardzo krytycznie. A to m.in. dlatego, że nie jest on uwzględniony w Traktacie UE.

Sic!!! Czy to przeoczenie, czy po prostu przejaw niemieckiej buty? (A co mi zrobicie?). Deutsche Jurist przyznaje, że Komisja Europejska wyszła poza ramy Traktatu UE, a więc przekroczyła granice prawa, ale bez zmrużenia oka przechodzi nad tym do porządku dziennego, kontynuując bezpodstawne oskarżenia o łamanie prawa przez Polskę. Deutsche Jurist kultywuje niemiecką kulturę prawną: übermensche nie muszą się z niczego tłumaczyć.

Niemiecka kultura prawna a "wartości europejskie"

Z internetowej strony Deutsche Welle patrzy na nas pociągła, uśmiechnięta twarz przystojnego i eleganckiego, nordyckiego übermenscha oddelegowanego do uczenia słowiańskich untermenschów kolejnego wytworu wyższej, niemieckiej kultury prawnej. Ten wytwór to uwspółcześniona wersja ustaw norymberskich stwierdzająca, że polscy untermensche nie mają takich samych praw do stanowienia własnego prawa jak inne, wyższe nacje. Dyrygowana przez Niemcy i działająca w ich interesie KE może bezkarnie naruszać prawo uruchamiając bezprawną i bezpodstawną procedurę by ukarać Polskę, która prawa nie narusza i śmie korzystać ze swojej suwerenności. Takie "wartości europejskie" obowiązują obecnie w UE.

Tej nowej wersji tak bliskich niemieckiej tradycji prawnej ustaw norymberskich nie spisano jednak na papierze, bo w dobie panowania "równościowej" ideologii nie wyglądałoby to najlepiej. To jednak nie przeszkadza ich stosować, bo i tak wszyscy doskonale wiedzą, że wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre równiejsze. Czy nie jest tak, panie Pötzsch, pani Merkel, panie Timmermans, panie Schulz und viele, viele andere so europäische damen und herren? (...wiele, wiele innych tak europejskich pań i panów).

Czy niemiecka kultura prawna, która wydała owoce w postaci ustaw norymberskich nie należy do katalogu wartości europejskich? Jeszcze nie? Co za niedopatrzenie! Trzeba ją czym prędzej do tego katalogu włączyć, bo bez tego trudno będzie znaleźć podstawy by zaatakować reformy wymiaru sprawiedliwości przeprowadzane przez Polaków, którzy bezczelnie i buńczucznie twierdzą, że mają takie same prawa jak Niemcy czy Francuzi.

Niemiecka kultura prawna jest w Polsce aż nadto dobrze znana. Jeszcze żyją w Polsce ludzie, którzy pamiętają (np. jak moja matka, ciotka, teść i teściowa), jak niemieccy übermensche uczyli tej kultury polskich untermenschów. Bywali równie przystojni, nordyccy i eleganccy jak pan Pötzsch, wykonywali polecenia stosownie do ówczesnych ustaw norymberskich, a potem tłumaczyli się, że tylko wypełniali rozkazy. Organizowali np. w miastach tzw. łapanki. Oddział wojska lub SS zamykał ulicę z dwóch stron i wyłapywał wszystkich zamkniętych w tej pułapce przechodniów. Właściciele sklepów pod groźbą kary śmierci musieli zamknąć drzwi na klucz i nikogo nie wpuszczać. Złapanych w zależności od potrzeby wysyłano do obozów koncentracyjnych, do Niemiec na roboty albo setkami rozstrzeliwano. Ich kultura nie zabrania robić takie polowania - głosiła okupacyjna piosenka. Übermensche nie musieli się z niczego tłumaczyć, a untermenschom nie trzeba było udowadniać żadnej winy.

Ich kultura (prawna) nie zabrania robić takie polowania

Ponieważ nowych ustaw norymberskich nie spisano na papierze, trzeba je w inny sposób zaszczepiać i utrwalać w świadomości europejczyków oraz skłonnych do poddaństwa Polaków (volksdeutschów? volks-europäerów?), takich co to chcą do Niemiec. Dlatego dyrygujące Brukselą, Paryżem i innymi stolicami oraz licznymi mediami (a także polską totalną opozycją) Niemcy jak za czasów Hitlera i Goebbelsa urządziły propagandowe polowanie z nagonką na Polskę. Zarzucają europejską przestrzeń publiczną antypolskimi kłamstwami i groźbami, by tym jazgotem i tymi kalumniami Polskę i Polaków nastygmatyzować, zastraszyć i pozbawić szacunku u innych nacji i u siebie samych. Organizując tę łapankę zastraszają inne państwa, żeby się z Polską nie solidaryzowały, tak jak żołnierze Wehrmachtu czy SS-mani zastraszali właścicieli ulicznych sklepów, żeby nie otwierali drzwi schwytanym w potrzask.

Übermensche nie muszą się z niczego tłumaczyć, a untermenschom nie trzeba udowadniać żadnej winy. Jakiś Deutsche Jurist ogłosi w Deutsche Welle obowiązującą linię i wszyscy będą się jej trzymać. Wszystko przyklepie "niezawisły" Trybunał UE.

Pozbawienie głosu w UE lub pozbawienie unijnych funduszy ma być karą, która spowoduje odwrócenie się wyborców od PiS i przywróci rządy polityków łatwych dla Niemców w hodowli, pozwalających drenować Polskę na dziesiątki i setki miliardów euro transferowanych na różne sposoby, polityków zgadzających się na status bezkarnie eksploatowanej niemieckiej gospodarczej i politycznej półkolonii, na niszczenie przyszłości, tożsamości i narodowej dumy Polaków. W ten sposób übermensche pokażą untermenschom ich miejsce.

Jeśli to się nie uda, niemiecki dyktat wymusi wyrzucenie Polski z Unii co umożliwi Niemcom podporządkowanie sobie krajów, które w niej pozostaną. Dlatego solidarne grillowanie Polski pod dyktando Berlina może mieć dla nich bardzo krótkie nogi. Kto wie, czy wyrzucona z Unii Polska nie będzie się zza unijnej granicy z schadenfreude przyglądać tłamszeniu obecnych adherentów Niemiec.

Historia się nie skończyła

Właściwie nie powinno nas wcale dziwić, że po dziesiątkach lat mimikry Niemcy ujawniają swą prawdziwą naturę. Przecież przygotowując napad na Polskę i najstraszliwszą z wojen Hitler stale zapewniał o swoim pragnieniu pokoju. Podobnie teraz, przygotowując zdławienie odradzającej się polskiej demokracji i suwerenności Angela Merkel ustami swoich adherentów przewrotnie głosi jej obronę. Dokładnie tak samo postępowali w czasach rozbiorów królowie pruscy i niemiecka caryca Rosji Katarzyna (z domu zu Anhalt-Zerbst-Dornburg). Przeprowadzając kolejne rozbiory Niemcy przekonywali Polaków, że bronią kardynalnych praw Rzeczypospolitej gwarantujących Złotą Wolność szlacheckiej demokracji. Również wtedy znalazło się wielu Polaków, którzy albo im wierzyli, albo w służeniu im widziało swój interes.

Jak to historia lubi się powtarzać, choć w zupełnie nowych odsłonach i konfiguracjach! Niemieccy übermensche znowu atakują Polskę by ją sobie podporządkować, tym razem pod pretekstem obrony demokracji. W ramach nowej, przedziwnej konwergencji następcy narodowych socjalistów wiążą się w tym celu z następcami stalinowskich komunistów, występującymi pod szyldem lewicowych "liberałów". I jednych i drugich łączy głęboka pogarda dla prawdziwych rządów prawa i prawdziwych wartości, w tym tych europejskich, choć bezustannie się na nie powołują. Podtrzymywanie tej fikcji jest jednak podstawą ich władzy. Dzięki niej znajduje się wielu Polaków, którzy albo wierzą ciemiężcom Polski, albo w służeniu im widzą swój interes.