Grzegorz Strzemecki

W pierwszej części pisaliśmy o irracjonalności samobójczej polityki ściągania "uchodźców" do Europy i oskarżeń krajów, które się jej sprzeciwiają. Jednak nawet szaleńcza polityka ma zwykle racjonalne motywy, przynajmniej dla polityków, którzy ją prowadzą. W tej części spróbujemy znaleźć racjonalne jądro "szaleńczej" polityki UE.

Racjonalne jądro "szaleństwa"

W poszukiwaniu racjonalnego jądra "szaleńczej" polityki europejskich "elit" w sprawie "uchodźców" pomaga przyjrzenie się innemu "szaleństwu" przez nie promowanemu, a mianowicie genderyzmowi. Oba te szaleństwa mają bowiem wspólny mianownik i to on wydaje się być kluczem wyjaśniającym pozorne absurdy obu tych samobójczych polityk.

Celem genderyzmu (deklarowanym w dokumentach programowych, ale nie w mediach) jest zniszczenie bądź rozchwianie naturalnej tożsamości człowieka na poziomie indywidualnym i jego najbliższych relacji, tj. rodzicielstwa i rodziny, co wpływa niszcząco na całe społeczeństwo. Zauważmy podobieństwo: masowe przyjmowanie (i uprzywilejowanie!) imigrantów o kulturze nie tylko sprzecznej, ale skrajnie agresywnej i wrogiej wobec kultury europejskiej, nieuchronnie prowadzi do zniszczenia bądź rozchwiania tej kultury i  zbiorowej tożsamości na niej opartej, w tym zniszczenia tego, co wydawałoby się w UE najważniejsze: równouprawnienia kobiet i uprzywilejowania queer-seksualistów.

Pokazuje nam to, że owym wspólnym mianownikiem, rzeczywistym celem realizowanym przez Unię Europejską jest zniszczenie tożsamości indywidualnych i zbiorowych jej obywateli i społeczeństw. W świetle tak określonego celu polityka UE staje się racjonalna i spójna. Cel ten wyznaczyła Unii grupa jej "właścicieli" zwanych "europejskimi elitami". Cudzysłów jest tu konieczny, bo określenie to jest zupełnie  nieadekwatne, jak nieadekwatne byłoby nazywanie elitą niemiecką nazistów, czy bolszewików - rosyjską, choć popierały ich miliony Niemców i obywateli sowieckich. Elita bowiem może się nad resztą społeczeństwa wywyższać, nie działa jednak na jego szkodę i zgubę. Czyniąc to, z definicji przestaje być jego elitą, a staje się wyobcowaną, wrogą wobec niego szajką bądź sitwą wyrzutków. Taki właśnie charakter mają "elity europejskie", niezależnie od tego jak wielu obywateli UE je popiera.

Pytania dla Polski

Dla ścisłości polskiej dyskusji na temat "być albo nie być w Unii" warto zauważyć, że problemem jest nie tyle sama Unia, co jej zdominowanie przez "właścicieli UE" (utrwalone w licznych dokumentach określających unijną politykę) oraz kondycja europejskich społeczeństw, ich niezdolność do zmiany tej sytuacji, tj. ograniczenia bądź całkowitego odrzucenia władzy "właścicieli UE".

Wobec tego przed Polską stoi kluczowe pytanie, czy chcemy i czy jesteśmy w stanie tę unijną politykę niszczenia tożsamości zmienić, a jeśli nie, to czy nie lepiej z Unii wystąpić. Jeśli zaś mimo kontynuowania tej polityki mielibyśmy w Unii pozostać, to czy możemy to zrobić nie poddając się owemu niszczeniu tożsamości (przez wmuszanie imigrantów i genderyzmu). Bardzo chciałbym wiedzieć, czy polski rząd dostrzega i uwzględnia te kwestie w swoich politycznych rachubach.

Droga do sterownego społeczeństwa

Pozostaje jednak pytanie, co racjonalnego widzą "właściciele UE" w zniszczeniu indywidualnych i zbiorowych tożsamości Europejczyków (obywateli UE). Wydaje się, że odpowiedź jest ta sama co zawsze w polityce - władza. Według jednej z możliwych hipotez wiele wskazuje na to, że grupa wpływowych ludzi doszła już dość dawno do wniosku, że demokracja jest ustrojem zbyt mało sterownym i zbyt nieprzewidywalnym. Owa "elita" uznała, że społeczeństwo pozbawione własnej tożsamości, bądź z tożsamością na różne sposoby przetrąconą będzie społeczeństwem sterownym, którym będzie mogła rządzić bez konieczności likwidowania fasadowych pozorów demokracji.

Dlaczego? Ludzie posiadający własną tożsamość sami określają swoje cele i stawiają opór, kiedy te cele ktoś usiłuje im narzucić. Silna tożsamość indywidualna oparta o mocny system wartości daje motywację do działania. Silna tożsamość zbiorowa umożliwia zorganizowanie się wokół niej i stawienie silniejszego oporu. Dlatego ludziom ze zniszczoną lub zwichrowaną tożsamością (np. wynarodowionym lub ogarniętym seksualną obsesją) można łatwiej narzucać własne cele i nimi rządzić. Zniszczenie tożsamości byłoby zatem drogą do sterownego post-demokratycznego społeczeństwa, którym miałaby rządzić owa wyobcowana, gardząca nim "elita". Gdyby jeszcze wysunęła do władzy jakiegoś dyktatora, to ziściła by się dosłownie platońska teza, że demokracja prowadzi do dyktatury.

Długie ręce Moskwy?

To była jedna z możliwych hipotez. Druga jest prostsza i zakłada zwyczajną historyczną kontynuację. Dostęp do sowieckich archiwów po upadku ZSSR pokazał głębokie uzależnienie od Moskwy zachodnioeuropejskich (a także amerykańskich) "elit", które według instrukcji z Kremla osłabiały własne kraje defetystyczną "pokojową" propagandą i rozbrajały je, równocześnie dofinansowując zbrojenia sowieckie zakupami gazu z Syberii. Zauważmy, że forsowany dziś przez UE zakup syberyjskiego gazu znów dofinansowuje zbrojenia i wojny Putina, a "unijne elity" niszczą "uchodźcami" społeczeństwa unijnych krajów, pozbawiając je zdolności do obrony elementarnych własnych interesów. Narzucany również przez te "elity" genderyzm niszczy cały Zachód (Europę, Amerykę i Australię), zaś Rosja zdecydowanie się przed nim broni.

Dlaczego tak się dzieje? Is fecit, cui prodest - ten czyni kto odnosi korzyść - mówi starorzymska paremia. Komu służy polityka niszczenia tożsamości Europejczyków i wymuszania zakupu syberyjskiego gazu? Komu służą europejskie "elity"? Logika paremii sama nasuwa odpowiedź, ale czy jest to odpowiedź prawdziwa? Czy upodobanie Przewodniczącego Komisji Europejskiej do alkoholu bierze się z prób zagłuszania głosu sumienia, czy może tylko pomaga zapomnieć o oskarżeniach o korupcję? Ja mogę tylko spekulować. Ci którzy mają środki ku temu niech szukają prawdy w materialnych dowodach. Dobrze byłoby znać odpowiedzi na te pytania.