Grzegorz Strzemecki 

Komorowski, Tusk, Thun i ich akolici mogą się w swoich wypowiedziach przeglądać jak Dorian Gray w swoim odrażającym portrecie, a do podtrzymania dobrego publicznego wizerunku wystarcza im propagandowa zasłona dymna i bezrefleksyjność odbiorców ich wypowiedzi.

Na stanowcze i usłyszane w całej Europie słowa Beaty Szydło "Europo powstań z kolan..." ex-prezydent Komorowski odpowiedział w nie pierwszym i nie ostatnim radiu dezinformacyjnym obelżywą dla Polaków  wypowiedzią o "podlizywaniu się najgorszej części wyborców". Jak przy wszystkich poprzednich wpadkach spowodowało to wzmożoną egzegetyczno-naprawczą aktywność jego partyjnych koleżanek i kolegów. Często z opłakanym, autodestrukcyjnym skutkiem.

Polacy są już podzieleni od dawna na dwa sorty przez przewodniczącego czy prezesa PiSu - broniła Komorowskiego Róża grafini von Thun und Hohenstein w rozmowie w Wiadomościach TVP (  https://vod.tvp.pl/video/gosc-wiadomosci,28052017,30278695  )

Dla pamiętającego historię III RP jest jasne, że kpiła a nie pytała o drogę, bo dwa sorty pojawiły się już w czasie "wojny na górze" w 1989/90 roku za sprawą "salonu", tj. późniejszej Unii Wolności oraz PO, w którym od początku byli Komorowski i Thun (Tuska dokooptowano nieco później). W oczach tegoż "salonu" aspirowanie do władzy "przysługiwało" wyłącznie jego reprezentantom. Inni, "nie uprawnieni" do ubiegania się o władzę, a konkretnie właśnie powstające Porozumienie  Centrum, pierwsza partia Jarosława Kaczyńskiego to była "gromada chamowatych, spoconych w pogoni za władzą mężczyzn", jak to określił Andrzej Celiński, już wtedy ukazując merytoryczność, głębię i kulturę - własną i własnego środowiska, a był to oczywiście tylko jeden przykład "salonowego" stylu.

 Pamiętam swoją odrazę i zaskoczenie skalą chamstwa, prymitywizmu, a wreszcie pogardy dla zasad demokracji i równości ze strony ludzi, których do tamtej pory podziwiałem i szanowałem jako ikony opozycji z nazwy demokratycznej - Kuronia, Michnika czy właśnie Celińskiego, z którym dziesięć lat wcześniej miałem na studiach zajęcia. Tę odrażającą tradycję "salonu" podtrzymywał po latach Donald Tusk swoją równie chamską pogardą dla noszących moherowe berety słuchaczek Radia Maryja, które nb. w radiu tym "szkolone" są w mocnej gdy trzeba, ale arcy-rzeczowej, kompetentnej i pozbawionej zajadłości krytyce.

W odróżnieniu od prostackiego bełkotu "intelektualistów" i ich uczniów tuskoidów o tych namaszczonych do demokracji i niegodnym do uczestnictwa w niej motłochu,  słowa Jarosława Kaczyńskiego były mocne, ale do bólu merytoryczne i odwołujące się do faktów. Przypomnijmy: "w Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej", a " w genach niektórych ludzi, tego najgorszego sortu Polaków" jest "nawyk donoszenia na Polskę zagranicę". Odwołanie do ewidentnie istniejącej i aż nadto dobrze znanej tradycji zdrady narodowej jednoznacznie wskazuje na tych, którzy wzmocnienia swojej pozycji w Polsce szukali za granicą: w Szwecji w latach Potopu, w Rosji w czasach rozbiorów, w ZSRS w roku 1920, 1944 i w czasie trwania PRL-u, wreszcie na tych, którzy współpracowali z hitlerowcami w czasie niemieckiej okupacji. Sens tamtej wypowiedzi Kaczyński potwierdził i doprecyzował przy innej okazji pytaniem "Czy współpracownicy Gestapo i AK-owcy to ten sam sort ludzi? Dla mnie nie."

Ale ta wypowiedź prezesa PiS odnosiła się również do spraw bardzo aktualnych, konkretnych i wymiernych. Mówił o "wielkim strachu"  swoich przeciwników o to "jaki rodzaj Polaków będzie miał w tej chwili te szanse największe, czy ci, dla których wszelkie sprawy związane z czymś szerszym niż własne interesy, z narodem, z godnością narodową, są ważne, czy ci, dla których to nie ma żadnego znaczenia, a cała filozofia sprowadza się do takiego powiedzenia: >nie ma takich grabi co by od siebie grabiły<. Tacy ludzie rzeczywiście w polskim życiu publicznym odgrywają ogromną rolę i trzeba z tym skończyć" .

Niedawno Jan Olszewski powiedział, że na krótko przed upadkiem jego rządu "Politycy KLD przyszli po mnie, jako premiera, z propozycją nie do odrzucenia. W tej delegacji był Donald Tusk. Panowie zaproponowali mi swoje dalsze wsparcie, ale pod warunkiem, że zapewnimy im nietykalność... Na początku się żalili, że potocznie mówią o nich „liberały-aferały”, że bezpodstawnie się ich oskarża, że podobno trwa na nich nagonka. Powiedziałem, że skoro uważają, iż zarzuty kierowane pod ich adresem są całkowicie bezzasadne, to nie mają się czego obawiać." Usłyszawszy taką odpowiedź, opowiada Olszewski, politycy KLD wycofali poparcie dla naszego rządu. Wkrótce potem nastąpiła "nocna zmiana" z pierwszoplanową rolą Donalda Tuska w obsadzie.

Nie sposób nie powiązać tych słów byłych premierów z obecną sytuacją po półtora roku rządów Prawa i Sprawiedliwości: spółki skarbu państwa nagle stają się rentowne, budżet zaczyna się spinać, a zadłużenie skarbu państwa zmniejszać i to mimo ponad 20 miliardów. wydatków ekstra na 500+. To znaczący przyczynek do obrazu rządów PO i jej samej.  "Wystarczy nie kraść" - narzuca się komentarz, a przynajmniej, jak powiedziałby cynik lub realista - "mniej kraść".

Poczucie wyższości i akceptacja dla dzielenia ludzi na oświeconych, którzy mają rządzić i motłoch, który ma słuchać jest całkiem zrozumiała u grafini.  U  niemieckiej grafini zrozumiała jest również niechęć do piętnowania wysługiwania się Polaków ościennym mocarstwom (jak Niemcy) i do krytykowania Niemiec.

"Pamiętajmy że to nie kto inny tylko Donald Tusk jako szef rady europejskiej zahamował tę wielką falę uchodźców i w tej chwili ... nawet nie uchodźców, migrantów. Przyjeżdżały ogromne ilości migrantów przez morze śródziemne. Teraz z tej rzeki jest malusieńki strumyczek, ludzi przypływa o wiele mniej."

Skąd te ogromne ilości? Kto zaczął mówić że to nie uchodźcy, tylko imigranci?  Wychwalając Tuska i każąc pamiętać jego zasługi w zatrzymaniu migrantów Thun skrupulatnie pilnuje interesów i image'u Niemiec,  pomijając i ukrywając najważniejszy fakt, że owe miliony migrantów bezprawnie zapraszała Kanclerz Niemiec (willkommen! willkommen! Więcej, więcej!), łamiąc wszystkie unijne przepisy imigracyjne, a lojalne wobec niej władze Unii szkalowały (i szkalują) wszystkich, którzy się temu sprzeciwiali, w tym Polaków i Polski rząd Beaty Szydło. Owo "wilkommen", za które tak wielu krajom unii przyszło tak wiele zapłacić nie było z tymi krajami w jakikolwiek sposób uzgadniane. Było "samodzierżawnym" kaprysem Angeli Merkel "Wielkiej", która niczym jej rodaczka caryca Katarzyna nie musiała się z nikim i niczym liczyć. Do czasu. Fakty zmusiły ją do rewizji postępowania bo nawet caryce nie mają Boskiej mocy. Mają za to stada "przydupasów" i "przydupasin" gotowych na każde skinienie tuszować ich błędy.

 Przecież za to bezprawne "willkommen" Angeli "Wielkiej" Niemcy powinny płacić wielomiliardowe odszkodowania najeżdzanym przez "uchodźców" państwom unii i ofiarom islamskiego terroru. Ale jaki europejski trybunał "podskoczy" władczyni IV Rzeszy i UE, której skinienie anuluje wszelkie regulaminy, jak przy wyborze Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej? Demos też nie tupnie nogą, najwyżej poszemrze, skoro o winie i odpowiedzialności Niemiec milczą służalczy dziennikarze i ich równie służalcze organizacje. Co innego, gdy trzeba bezpodstawnie popluć na Polskę, by przywołać ją do posłuszeństwa wobec "starszych" - tu chętni się zawsze znajdą.

Jakiekolwiek podnoszone przez Thun zasługi Tuska w zatrzymywaniu migrantów (o ile takowe istnieją) są skutkiem wezwań o powstrzymanie szaleństwa ich zapraszania przez przeciwników "wilkommen kultur", ale to dla nich, w tym dla Polski i Polaków jest zarezerwowana wszelka krytyka, z wyzywaniem od faszystów i "sojuszników Putina" włącznie. Wnosząc z wypowiedzi Thun, nie ma natomiast miejsca na żadną krytykę Niemiec ani UE. Posłuchajmy co mówi:

"jeżeli pozostajemy w Unii Europejskiej, to my nie jesteśmy od tego, i rząd Polski i Pani Premier nie jest od tego, żeby cały czas krytykować Unię Europejską"

Sic! Niemiecka grafini i nieodrodna "córa salonu", członkini polskiej (?) partii, która mianowała się totalną opozycją, "żeby cały czas krytykować" za wszystko i przy każdej okazji polski rząd wytłumaczyła nam, że "polski motłoch" nie jest w "demokratycznej" Unii po to, by ją krytykować. Ma wsadzić "mordę w kubeł" i słuchać Francuzów, Holendrów czy Włochów, a przede wszystkim Niemców. Jednak rzeczy mają się całkiem inaczej gdy przychodzi do krytykowania Polski - natychmiast odzywa się opisany przez Kaczyńskiego nawyk donoszenia na Polskę zagranicę i światły "salonowy" Polak wie, że tu należy się zaktywizować. Tak wygląda "reprezentowanie" Polski przez europarlamentarzystów  Platformy Obywatelskiej (i jej akolitów). Czy ja może dorabiam Platformie gębę? Nie. To sama Platforma ustami swojej wielce dystyngowanej europosłanki przedstawiła paradygmat swojego działania w UE.

Przygotowując ten tekst przeczytałem w wikipedii, że grafini, z wykształcenia anglistka, pisała pracę magisterską o Oskarze Wilde. To nasunęło mi myśl, że Thun, Tusk, Komorowski i ich akolici mogą, zachowując z pozoru miłą powierzchowność, przeglądać się w swoich wypowiedziach jak Dorian Gray w swoim odrażającym portrecie. Bohater Wilda trzymał swój portret pod kluczem; posłom Platformy do podtrzymania dobrego publicznego wizerunku wystarczy propagandowa zasłona dymna i bezrefleksyjność odbiorców ich wypowiedzi.