Grzegorz Strzemecki

 

 

Zaburzenia tożsamości płciowej coraz częstsze

 

Promocja niestereotypowych zachowań kobiet i mężczyzn zapisana w Konwencji Rady Europy służącej rzekomo ochronie kobiet przed przemocą wydaje owoce. Liczba osób o niestereotypowej, zaburzonej seksualności rośnie.

 

Wspomniana wyżej Konwencja Rady Europy zobowiązuje wszystkich jej sygnatariuszy, w tym Polskę do "promowania zmian społecznych i kulturowych wzorców zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia... zwyczajów tradycji i innych praktyk opartych na ...  stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn." dodatkowo zalecając, by takie właśnie "treści dotyczące niestereotypowych ról płciowych (genderowych) wprowadzić do programów nauczania na wszystkich etapach edukacji".

Promocja zaburzonych, niestereotypowych seksualności i wykorzenianie tych stereotypowych, niezaburzonych w takich krajach jak Szwecja prowadzona jest intensywnie i od dłuższego czasu. Dlatego daje konkretne i namacalne skutki.

W szpitalu im. Astrid Lindgren dla dzieci odnotowano 100% wzrost liczby przypadków zaburzenia tożsamości płciowej (gender identity disorder) u dzieci i młodzieży - mówi psychiatra dziecięcy Louise Frisen W 2012 były w nim tylko cztery takie przypadki; w 2015 było ich 116, zaś w tym roku wszystko wskazuje na to, że liczba ta urośnie do przynajmniej 200.

Są to oczywiście dane tylko z jednego szpitala, jednak są też bardziej ogólne statystyki. W marcu b.r. ogłoszono, że w Wielkiej Brytanii w ciągu ostatnich lat liczba dzieci z zespołem dezaprobaty płci wzrosła o 1000%. W 2010 roku było 97 takich przypadków, natomiast w 2015 już 1013, a ponieważ tendencja jest wyraźnie wzrostowa, więc należy się spodziewać, że będzie ich jeszcze więcej.

Zaburzanie seksualności dzieci i młodzieży jest tak skuteczne, ponieważ służy mu wszechobecna propaganda zawarta w mediach, kulturze i w edukacji. To ostatnie jest szczególnie ważne, ponieważ szkoła dostarcza najbardziej autorytatywnej wiedzy, a proponowane w niej wzorce, choć czasem przez młodzież kontestowane, uważa się za opatrzone 100% certyfikatem gwarantującym  bezpieczeństwo i dobro młodych ludzi.

To zaufanie jest jednym z istotnych źródeł sukcesów genderyzmu, który świadomie kreuje w rodzicach takie złudne i podstępne poczucie bezpieczeństwa. Fundamentalnym przekazem tej ideologii dla masowego odbiorcy jest teza o wrodzonym charakterze homoseksualizmu. Nie można go nabyć ani z niego wyleczyć - twierdzą genderyści -  w związku z tym próby jakiejkolwiek terapii reparatywnej (przywracającej heteroseksualność) są nie tylko z góry skazane na niepowodzenie, ale wręcz szkodliwe i powinny być karane. Rodzice którzy wierzą w ten przekaz oraz w to, że homoeksualizm jest normą, są przekonani, że kontakty ich dzieci z homoseksualistami, np. w szkole niczym tym dzieciom nie grożą, a w każdym razie na pewno nie zaburzeniem ich tożsamości płciowej.

Tak urobieni rodzice bez żadnych oporów i obiekcji godzą się (o ile ktoś ich o zgodę zapyta, co nie jest oczywiste) na zajęcia tzw. edukacji antydyskryminacyjnej,  prowadzone przez tzw. antydyskryminacyjnych edukatorów, którymi często są aktywni homoseksualiści oraz aktywiści bądź ideolodzy gender-queer.  Kontaktując się z uczniami nie tylko przekazują im oni szkodliwe genderystowskie treści, ale również własne zaburzone wzorce seksualności. Jednak uczniowie, nauczyciele i rodzice mamieni są rzekomą troską o niepełnosprawnych, ubogich, cudzoziemców etc., Oczywiście lista dyskryminowanych obejmuje również niestereotypowe seksualności, a w miarę postępu tej edukacji okazuje się, że wątek homo- i queer-seksualności okazuje się dominujący. 

Wszystko to staje się zrozumiałe, jeśli uwzględnimy fakt, że

"dekonstrukcja i destabilizacja kategorii płci i seksualności jest strategicznym celem polityki queer", a "świat szczęśliwy społecznie ma być światem, w którym i kobiety, i mężczyźni określają się w płynny, dynamiczny sposób co do swych seksualnych preferencji."

Powyższe możemy przeczytać w czołowym polskim dziele genderyzmu-queeryzmu pt. "Queer Studies. Podręcznik kursu". Autorem pierwszego z cytatów jest Jacek Kochanowski, czołowy teoretyk gender-queer w Polsce, a zarazem "specjalista antydyskryminacyjny", członek pięcioosobowej Rektorskiej Komisji ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji na Uniwersytecie Warszawskim (charakterystyczne, że tylko jedna osoba z tej komisji nie zajmuje się w swojej pracy "badawczej" teorią queer). Drugi cytat jest autorstwa prof. Ireneusza Krzemińskiego, który również walczy z dyskryminacją.

Edukacja antydyskryminacyjna ma zatem służyć szczytnemu celowi uszczęśliwienia ludzkości przez wyzwolenie z ograniczeń heteroseksualności, czyli zwyczajnie mówiąc zaburzaniu seksualności. Setki czy dziesiątki przypadków takich zaburzeń to dopiero początek, bo ambitnym celem jest cała ludzkość. Heteronormatywni, wsteczni malkontenci będą widzieć w tym katastrofę tejże ludzkości, jednak zupełnie niesłusznie, bowiem na problemy z mnożącymi się zaburzeniami seksualności można spojrzeć także z innej strony.

Jeśli przyjmie się w pełni ortodoksyjną genderystowską perspektywę, to problem ten istnieje wyłącznie z powodu niedostatku genderyzmu, polegającego na niewykonaniu dyrektyw Europarlamentu, np. tzw. Dyrektywy Lunacek z 4.02.2014  zalecającej

 działania w ramach WHO na rzecz usunięcia zaburzeń tożsamości płciowej z listy zaburzeń psychicznych ... i stworzenia nowej klasyfikacji wolnej od ich patologizowania

[http://www.europarl.europa.eu/sides/getDoc.do?pubRef=-//EP//NONSGML+REPORT+A7-2014-0009+0+DOC+PDF+V0//PL]

Kiedy wypełniając tę dyrektywę usunie się zaburzenie tożsamości płciowej z rejestru zaburzeń psychicznych, tak jak usunięto z tej listy homoseksualizm, to zaburzenie przestanie być zaburzeniem i problem (przynajmniej nominalnie i formalnie) zniknie.  Choćby wszystkim szwedzkim chłopcom wydawało się, że są dziewczynkami, a dziewczynkom, że są chłopcami, to żaden szwedzki lekarz nie odnotuje tego jako zaburzenia seksualności, bo tego będą wymagały zasady nowej zgenderyzowanej (nie mylić ze "zdegenerowanej", choć to żadna różnica) sztuki medycznej. Zaburzenia seksualne będą normą, tak jak normą (w takim zakłamanym ujęciu) już jest homoseksualizm (tylko czekać, kiedy będzie nią pedofilia czy zoofilia).  W ten sposób w ramach pełnej genderystowskiej ortodoksji wszystko będzie w najzupełniejszym porządku i nie będzie już można nic zarzucić ani niczemu się dziwić. W końcu w domu wariatów zarządzanym przez wariatów choroba psychiczna jest zupełnie wariatonormatywną normalną normą.