Działająca pod niemieckim dyktatem Komisja Europejska uruchomiła artykuł 7.1 Traktatu UE otwierający procedurę zmierzającą do pozbawienia Polski prawa głosu w UE i zastosowanie innych sankcji, w tym oskarżenie Polski przed Trybunałem UE, ponieważ przeprowadzana obecnie reforma sądownictwa rzekomo łamie zasady demokracji i praworządności. Tę antypolską kampanię wspierają liczne krajowe i zagraniczne media załgane i dyspozycyjne w nie mniejszym stopniu jak za czasów komuny.

Łatwo ulec temu medialnemu jazgotowi, jednak uważna lektura Konstytucji i proponowanych zasad reformy pokazuje, że demokrację łamie nie reforma sądownictwa, ale obowiązująca dotąd rzeczywistość III RP. Reformy są jedynie próbą wprowadzenia elementów demokracji do tego niedemokratycznego systemu. I to próbą z góry ograniczoną ramami Konstytucji z 1997 r., która sama jest permanentnym gwałtem na demokracji.

Przyjrzyjmy się jaka argumentacja i jaki sposób myślenia kryje się za zarzutami o łamanie praworządności jako podstawą do akcji przeciw Polsce.

Deutsche Jurist ma głos

Niemiecki ekspert w dziedzinie prawa europejskiego w "Centrum für Europäische Politik" na Uniwersytecie we Freiburgu, Urs Pötzsch w wywiadzie dla Deutsche Welle (po polsku TUTAJ , a w niemieckiej wersji TUTAJ) mimo (a może raczej właśnie dlatego) że jest niemieckim specjalistą nie podaje żadnego argumentu świadczącego o tym, że w Polsce łamane jest prawo czy zasady demokracji,

Jasne, że także w Niemczech mamy swoje mechanizmy, na przykład przy mianowaniu sędziów Federalnego Trybunału Konstytucyjnego - przyznaje, ale natychmiast zaznacza - To odbywa się w Bundestagu i w Bundesracie i wykluczone jest wywieranie tu politycznych wpływów.

(Sic!!!) W naszym niemieckim Bundestagu i Bundesracie, w parlamencie niemieckich übermenschów (nadludzi) wykluczone jest wywieranie politycznych wpływów. Nie to, co u polskich untermenschów (podludzi), w jakimś Sejmie i Senacie, gdzie wywieranie politycznych wpływów jest oczywistością. My übermensche po prostu tak mamy i to wiemy. Nie musimy tego potwierdzać ani tłumaczyć. Tak rozumuje Deutsche Jurist. Jako inne "atomowe" argumenty przeciwko polskim reformom Deutsche Jurist rzuca parę ogólników:

Trzeba jednak pamiętać, że mechanizmy mianowania sędziów są tylko częścią większej całości wszystkich norm, które mają na celu zagwarantowanie niezawisłości sądów w Niemczech. I tu należy wymienić też kwestię długości kadencji, możliwości ponownego wyboru czy zwolnienia sędziów lub zastosowania wobec nich środków dyscyplinarnych. Trzeba przyjrzeć się tym zasadom, aby stwierdzić, jak one ze sobą współgrają. Dopiero po zapoznaniu się z całokształtem możliwa jest ocena stopnia niezależności pracy wymiaru sprawiedliwości w danym kraju.

To niech sobie Deutsche Jurist (dlaczego brzmi to znowu jak dawniej?) zapamięta, przyjrzy się, zapozna z całokształtem, oceni i pokaże palcem, w którym miejscu polskie reformy naruszają prawo i zasady demokracji i w czym różnią się, albo są gorsze od rozwiązań niemieckich, francuskich czy amerykańskich. Ale Deutsche Jurist oczywiście tego nie zrobi, co najwyżej powtarza za "autorytetem", że

Komisja Europejska stwierdziła zagrożenie praworządności w Polsce

i dorzuca ogólniki o większej całości wszystkich norm i o tym jak one ze sobą współgrają. Przywołuje też inny "autorytet":

Reforma Trybunału Konstytucyjnego została m.in. bardzo, bardzo mocno skrytykowana przez Komisję Wenecką Rady Europy

Deutsche Jurist ani nie pokaże palcem naruszeń prawa, ani nie przyjmie do wiadomości i nie odpowie na pokazane palcem zapisy Konstytucji RP i zagraniczne precedensy ukazujące praworządny i demokratyczny charakter polskich reform. Takie właśnie lekkie prawnicze obyczaje praktykuje K. Wenecka i takich samych lekkich prawniczych obyczajów można się spodziewać po K. Europejskiej, bo żadne prawne argumenty nie mają tutaj najmniejszego znaczenia. Jak to przytomnie zauważył w TOK.FM Robert Bogdański zaskakując osłupiałą Dominikę Wielowieyską

Polska powinna zgodzić się na Nord Stream 2 i kupić caracale i wtedy, w magiczny sposób okaże się, że Angela Merkel i prezydent Macron uważać będą, że z polską demokracją wszystko jest w porządku

Jest więcej niż pewne, że w takiej sytuacji Deutsche Jurist również przestanie dostrzegaćnaruszenia demokracji w Polsce. W końcu pan Urs Pötzsch jest niemieckim prawnikiem, rozumie co to hierarchia i obowiązująca linia i wie, że od trzymania się jej zależy jego kariera, a w razie czego zawsze może się obronić, że "tylko wypełniał polecenia".

Pora zatem przyjrzeć się owym rzekomym naruszeniom prawa. Z konieczności ograniczymy się tylko do pojedynczych zapisów, ale za to będziemy operować konkretami, których druga strona unika jak ognia, bo natychmiast otrzymałaby druzgocące kontrargumenty, na które nie byłaby w stanie odpowiedzieć. Ale przedstawimy to w następnej części artykułu.