Opuszczenie sali rozpraw przez Grzegorza Brauna było aktem protestu wobec postępowania prowadzącego proces sędziego Krzysztofa Korzeniewskiego. Reżyser dwukrotnie sam zgłaszał się do aresztu, aby odbyć zasądzoną karę, ale nie został zatrzymany, zaś zdziwieni funkcjonariusze twierdzili, że jego nazwisko nie figuruje w wykazie. Braun miał więc czekać na kolejne wezwanie.

„Sprawa Grzegorza Brauna to szczególny przypadek. Podczas jego procesu sąd co najmniej trzykrotnie złamał konstytucję oraz Europejską Konwencję Praw Człowieka (...) Gdyby Grzegorz Braun pozwał sprawę do Strasburga, Polska musiałaby zapłacić mu wysokie odszkodowanie, ponieważ kilkakrotnie zostały złamane jego podstawowe prawa wynikające z Europejskiej Konwencji Praw Człowieka” – komentuje w rozmowie z Niezalezna.pl Wiesław Johann, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku.

Sprawa reżysera ciągnie się już od sześciu lat. Został on oskarżony o pobicie sześciu policjantów, choć sam twierdzi, że było dokładnie odwrotnie i utrzymuje, że ma na to dowody. O zasądzonej karze Braun dowiedział się telefonicznie. Dotyczyła ona incydentu z 13 marca 2014 roku, kiedy to reżyser wyszedł z sali rozpraw, bo sędzia uniemożliwił przesłuchanie jednego z kluczowych świadków. Był nim policjant, którego sąd zwolnił z zeznawania po tym jak funkcjonariusz na sali stwierdził, że musi wyjść ponieważ… „musi właśnie podpisać ważną umowę opiewającą na 2 mln złotych”.

MaR/Niezalezna.pl/Gazeta Polska Codziennie