Zamiast zaciskać pasa, Grecy wolą zadłużać się i konsumować. 

Jako student pracowałem kilka miesięcy w Grecji plewiąc bawełnę, gaje oliwkowe, zbierając pomidory i liście tytoniu. Szczerze powiedziawszy nie mogłem się nadziwić, że ów kraj jest kolebką naszej cywilizacji…

Gdy Tygodnik Ateński ujawnił listę najbardziej absurdalnych bonusów, na które mogli liczyć tamtejsi pracownicy, chyba nikomu już nie jest żal Greków. Urzędnicy mogli dostawać nawet drugie tyle wynagrodzenia za tak skomplikowane czynności jak mycie rąk, pracę na komputerze, deklarowaną znajomość języków obcych, nie spóźnianie się do pracy czy wysyłanie faksów.

To co w cywilizowanej Europie należało do obowiązków, nad Morzem Egejskim stało się przywilejem, z którym nie sposób się dostać. Emerytura po 53 roku życia, praca 4 miesiące w roku (np. w turystyce) – takiego rozpasania nie wytrzymałby żaden system finansów publicznych na świecie. Jeśli południowcy chcą być uczciwi i wyjść na prostą niech spojrzą na ludzi północy.

Łotysze borykali się w 2009 r. z podobnymi problemami jak Grecy. Wówczas PKB spadł tam o 17 proc. (rekordzistą i tak pozostaje Argentyna, która w trakcie ostatniego kryzysu zaliczyła 33 proc. spadek!). Łotysze zrobili dokładnie to, na co nie chcą zgodzić się Grecy – zlikwidowali większość przywilejów socjalnych, obniżyli pensje w budżetówce, a nawet emerytury.

Po dwóch latach zaciskania pasa Łotysze mieli 5,5  proc. wzrostu PKB i wyszli na prostą, a czego chcieli Grecy? Aby anulować ich długi! Są granice rozpasania i bezczelności, czego Grecja niestety staje się niechlubnym symbolem. Rozumiem ich, też zamiast ślęczeć przy komputerze wolałbym spędzać całe dnie na plaży. Tylko kto będzie za to płacił?

Tomasz Teluk