Prokuratura sprawdza, czy minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk namawiał policjantów do popełnienia przestępstwa. Chodzi o wydane niezgodnie z prawem pozwolenie na broń.
 

W środę minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk przez kilka godzin był przesłuchiwany w prokuraturze. Przesłuchanie miało związek z podejrzeniem wobec policjantów z Łodzi, którzy mieli załatwiać broń wysoko postawionym osobom, bez konieczności zdawania przez nie egzaminów. O sprawie pisała wcześniej "Gazeta Polska". Według jej informatora, policjant, który swoim podpisem potwierdził, że Grabarczyk zdał egzamin przed nim, zrobił to bez obecności ministra, dopuszczając się tym samym poświadczenia nieprawdy.

Jak dziś pisze "Gazeta Wyborcza", śledczy badali, czy Grabarczyk nie namawiał policjantów do popełnienia przestępstwa, co może stanowić powód postawienia mu zarzutów. Na razie nie znaleziono żadnych dowodów.

– Ustalenia wskazują, że była to inicjatywa jednego z policjantów. Nie oczekiwał niczego w zamian, żadnej łapówki, protekcji. Nie ma dowodów, by coś takiego padło. Możliwe, że policjant chciał się wkupić w łaski Grabarczyka, liczył, że mu to pomoże w karierze – opowiada osoba znająca kulisy sprawy. – Grabarczyk nie zaprotestował, gdy po części teoretycznej usłyszał, że zdał egzamin i dostanie to pozwolenie. Ale to nie przestępstwo, można oceniać to zachowanie w kategoriach etycznych – dodała.

Według informacji „GW” prokuratura w Ostrowie Wielkopolskim wystąpi do komendanta wojewódzkiego policji o cofnięcie ministrowi pozwolenia na broń, bo zostało uzyskane w wyniku przestępstwa. – Rozważamy skierowanie takiego wniosku, ale decyzja zapadnie po skompletowaniu wszystkich dowodów – mówi wiceszef ostrowskiej prokuratury Janusz Walczak.

KJ/Telewizjarepublika.pl