Marta Brzezińka: Za chwilę minie sto dni miłościwie panującego rządu. Jak Pan, który w swoich skeczach nie zostawia suchej nitki na ekipie Tuska, ocenia ten czas? Jakieś wybitne dokonania?

 

Robert Górski: Pan premier chyba nie znajduje się w stanie powyborczej depresji, bo po to takich wynikach, jakie uzyskała Platforma raczej powinna wstąpić weń jakaś duża dawka energii. A jednak te sto dni to wpadka za wpadką, nic pozytywnego.

 

Pewnie niektórzy liczyli na to, że zaczną się teraz rządy oświeconych reformatorów, a tymczasem jest tylko wrażenie jakiegoś potęgującego się chaosu. Może jest to nieco wyolbrzymione przez prasę, bo z perspektywy zwykłego obywatela tak naprawdę nie dzieje się nic nowego. Ale jest zima, szaro i smutno, więc na wszystko patrzy się przez mało różowe okulary.

 

Premier robi teraz przegląd swojej kadry spotyka się z każdym z ministrów, ale co to da? Ataki na minister Muchę to klasyczny przykład tego, że opozycja poczuła krew zranionego zwierzęcia i się na niego rzuciła, by go rozszarpać. Premier chyba zbyt łatwo oddał inicjatywę swoim przeciwnikom.

 

Czy Tuskowi mogą powoli puszczać nerwy?

 

Do następnych wyborów są jeszcze cztery lata. Nie ma też takiej sytuacji alarmowej, jakoby coś poważnego miało się za chwilę wydarzyć. Czymś takim mogłoby by chyba być podwyższenie wieku emerytalnego do osiemdziesięciu paru lat, a potem zmniejszenie do 67 na rok przed wyborami. Dobrym rozwiązaniem problemu z emerytami jest po prostu obniżenie średniej długości życia, co chyba trochę się samo dzieje za sprawą refundacji leków (śmiech). Może od tej strony trzeba podejść do sprawy?

 

Wiele zależy od Euro 2012 i jak na mistrzostwach wypadnie Polska. To może być kluczowy w tym roku moment, jeśli chodzi o popularność rządu albo jej spadek. Ludzie uznają, że to, czy Polacy zagrają w jakimś meczu to zasługa premiera, a jak nie wyjdą z grupy, to może też będzie jego wina.

 

Nie ma Pan jednak wrażenia, że cokolwiek się nie stanie, to i tak wszystko skończy się tak, jak w skeczach Kabaretu Moralnego Niepokoju? Rząd pójdzie „haratnąć w gałę”?

 

O, właśnie piszę scenariusz kolejnego posiedzenia rządu (śmiech). Będzie tam rozmowa z premierem na temat tego, że skoro nie można dać ludziom chleba, to trzeba postarać się chociaż o igrzyska. Ale z nimi też jest kłopot, bo przecież nie ma gdzie ich rozegrać. Stadion jest jeszcze nie gotowy, więc nawet w kwestii igrzysk nie jest najlepiej.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska