Na pewno pamiętacie to nazwisko. To Markowski powiedziałw programie Moniki Olejnik, że przez ""Gazetę Polską" i inne tego rodzaju media "następuje pewna dewastacja umysłów ludzkich i młodego pokolenia" (z czego jasno wynika, że młode pokolenie nie ma wedle niego umysłów ludzkich).

Naukowiec ten zobaczył w telewizji, jak to ciemny tłum smoleński bije biednych dziennikarzy i już formułuje tezę, że zaraz poleje się krew. "Mam wrażenie, że Kaczyński tego nie wyklucza" rzecze prof. Markowski. "Jeśli PiS po raz siódmy przegra wybory, to ta frustracja może znaleźć ujściew w krwawych zamieszkach".

To podobno ma być poważna diagnoza poważnego naukowca w poważnej gazecie. Cóż, napisałem to dziś na stronie "Uważam Rze", powtórzę i tu: najbliższe wybory to elekcja do Parlamentu Europejskiego. Czy Markowski naprawdę uważa, że kwestia tego, czy eurodiety w Strasburgu pobierać będzie Adam Hofman czy Róża Thun sprawi że oszalały polski tłum rzuci się do cięcia gardeł?

No i te przesłanki. Ta nienawiść, te obelgi i bicie dziennikarza. Jak wyglądał naprawdę słynny incydent? Akurat tak się składa, że dwoje reporterów Radia Wnet było wtedy na Krakowskim Przedmieściu - i oni także wypadki nagrywali. Grupka około 20 osób stojących mocno z boku (niedaleko podestów dla telewizji)  skandowała do przedstawicieli "Mówcie prawdę!". Dlaczego? Oto odpowiedź zarejestrowana na taśmie: "Chodziło o to, że panowie chcieli skręcić dla telewizj informacyjnej publicznej tendencyjny materiał" tłumaczył jeden ze skandujących "słynny komentator zaczął opowiadać jakies dziwne rzeczy i zaczął kręcic, jak się ludzie zaczęli rozchodzić". Starsza kobieta dopowiada z boku "ale zobaczycie, toto, to pokażą!". No i miała rację. 
Tak jak można było sie spodziewać, że TVN zrobi wejście live po 19-tej, żeby pokazać, jak to pusto pod Pałacem Prezydenckim. W tym czasie kilkanaście tysięcy osób bralo w archikatedrze udział w mszy za ofiary katastrofy (w samym kościele miesci się ok. 4. tys. - było pełno, a do tego dochodzi tłum na ulicy)

Na reportera Mariusza Pietrasika poleciały bluzgi, ale on sam nie czuł się jakoś specjalnie zaatakowany i nie winił za incydent żadnych smoleńskich furiatów. Oto jego wypowiedź zarejestrowana dosłownie chwilę po fakcie: "zostałem szturchniety przez jakiegoś podchmielonego człowieka, na szczęście nie są to warunki wojenne. Najśmieszniejsze jest to, że to skandowała grupka jakichś kilkunastu osób, może dwudziestu, i chyba nie do końca reprezentatywna dla tych wszystkich ludzi, którzy byli dziś na Krakowskim Przedmieściu. Ja nie wiem też czy jest sens wyciągąć jakieś pochopne wnioski z tego ostatniego tonu, który tutaj zagrał nam" (nagranie wisi na stronie Radia Wnet).

Jeden podchmielony facet wystarczył, by do rzeczywistość mocno uderzyła do głowy Wojciechowi Czuchowskiemu (środowy felieton "Biesy smoleńskie") i innym komentatorom "Wyborczej" i wszystkim tym, którzy nagle ujrzeli na Krakowskim Przedmieściu Polskę na skraju wojny domowej, festiwal nienawiści i ludzi w amoku. 

Wrócmy do kuriozalnego wywiadu z prof. Markowskim ("Lud antysmoleński", GW, 13.04.2012). Agnieszka Kublik pyta czy "ludem smoleńskim" jest 18 proc. Polaków uważających, że w Smoleńsku był zamach, czy 32. proc. uważające, że polskie włądze wraz z Rosjanami ukrywają prawdę (dane z sondażu GW). Oto odpowiedź profesora: "raczej te 18 proc. Ukrywanie prawdy może być różnorakie, np. może chodzić o ukrywanie tego, co się działo w 36. specpułku,ktory woził VIP-ów". Zapamiętajmy tę chwilę. Dorosły człowiek, naukowiec polski naprawdę to powiedział. Że niby ludzie sądzący iż polski rząd i Rosjanie ukrywają prawdę o Smoleńsku tak naprawdę pożądają wiedzy o chochlowaniu delegacjami i liczbie godzin szkolenia w symulatorach.

"Agresja widoczna pod Pałacem może doprowadzić do ulicznych zamieszek" tlumaczy Markowski "Może się zdarzyć, że organizatorzy takich pochódow mogą nad tłumem nie zapanować". Cóż, jeśli tłum będzie szedł z transparentami "ujawnijcie delegacje 36. pułku" to faktycznie nikt nie wie, czym się to skończy.

Na szczęście prof. Markowski wie też, kto jest winien (cząstkowo, bo za wszystko generalnie odpowiada Jarosław Kaczyński). "Uderzam się we własne liberalne piersi: tak, zaniechaliśmy dialogu z ludźmi, którzy nie dają rady. Gdybyśmy sobie lepiej radzili z tłumaczeniem im rzeczywistości, regułgry w gospodarce i wielu innych skomplikowanych rzecz, dziś mieliby mniejszą pokusę, by wierzyć w te absurdalne historyjki". Wzywając do nauczania ciemnego ludu Markowski mówi jednak "lud smoleński  wcale nie chce rozmawiać, bo oni już wszystko wiedzą". No i klops - to co teraz? Obozy reedukacyjne? A może jakoś poprosić ABW, żeby przyśpieszyło jakąś prowokacją te nieuchronne zamieszki, żeby czym prędzej wichrzycieli wyłapać?

Z pomocą śpieszy sama "Wyborcza", która dwie strony dalej publikuje wywiad z prof. 
Tomaszem Nałęczem. Prezydencki doradca podejmuje wyzwanie i próbuje lud smoleński edukować. Podczas gdy nawet polska prokuratura niepokoi się, że wypucowanie przez Rosjan wraku Tu-154M zniszczyło bezpowrotnie jego wartość dowodową w dalszych badaniach, prof. Nałęcz odpowiada "wrak już dowodem nie jest, bo dowodów wszak się nie myje". Jeszcze kilka takich argumentów, a wszyscy będziemy spać spokojnie, przekonani żelazną logiką. Mogę nawet kilka podpowiedzieć. U Orwella były to zaklęcia semantyczne "wojna to pokój, wolność to niewola, ignorancja to siła". Do Markowskiego, Nałęcza i "GW" bardziej pasują jednak "pokój to wojna, niewola to wolność". "Ignorancja to siła" zostawiam bez zmian.

 

eMBe/Salon24.pl