- Wyrok sądu apelacyjnego uniewinniający Tomasza Turowskiego z kłamstwa lustracyjnego zaskoczył mnie totalnie. Wyrok wydany wczoraj jest kompletnie inny od poprzedniego z I instancji, który nie miał żadnych wątpliwości, że Tomasz Turowski był kłamcą lustracyjnym. Wczoraj jedyną jawną rzeczą wypowiedzianą z ust sędziego było, że ta sprawa w ogóle nigdy nie powinna trafić na wokandę sędziowską, a Turowski nie powinien być zlustrowany.

Znamy też komentarz do tego wyroku obrońcy Turowskiego, który wyznał, że tajne uzasadnienie tego wyroku to mistrzostwo sztuki prawniczej, majstersztyk. Jestem tym bardzo zdziwiony, bo dowody w sprawie Turowskiego wydają są oczywiste, których nawet on sam nigdy nie kwestionował. Był oficerem wywiadu PRL. Wiemy, że szpiegował opozycję we Francji, w Polsce. Był aktywny w Watykanie. W mojej opinii, Sąd Apelacyjny de facto dopuścił do tego, że można bezkarnie podawać nieprawdę w oświadczeniach lustracyjnych. To jest obalanie, kwestionowanie lustracji przez Sąd Apelacyjny. To przecież nie Turowski jest tutaj osobą skrzywdzoną. Przypomnę, że 222 osoby z MSZ przyznały się do współpracy ze służbami PRL. Dziś mogą się czuć jak idioci, choć przyznali się do tego, co robili naprawdę.

Gdzie tkwi tajemnica takiego właśnie postanowienia sędziowskiego? Środowisko sędziowskie jest nie przychylne lustracji. Sędziowie, którzy tu orzekali potwierdzili to wcześniejszymi wyrokami. Sędzia Góral, to człowiek, który 1991 uniewinnił generałów Ciastonia i Płatka, a także uznał, że Józef Oleksy w ogóle nie powinien być lustrowany, bo Agenturalny Wywiad Operacyjny to nie agentura. O ile dobrze pamiętam drugi sędzia Kapiński do tej pory uznał za kłamcę lustracyjnego jedną osobę - Roberta Luśnię, który był członkiem ugrupowania Antoniego Macierewicza. 

Oczyszczenie Turowskiego od zarzutu kłamstwa lustracyjnego to niebezpieczny precedens. Mam nadzieję, że Sąd Najwyższy uwzględni kasację w tej sprawie. Ale znając niechęć wielu sędziów do lustracji nie jest to duża nadzieja - dodaje Gmyz.

Not. Jarosław Wróblewski