47-letni Gepard pochodzi z Kutna. Tu po raz pierwszy dopuścił się kradzieży. - To była kanapka z serem koleżanki. Byłem głodny, bo mama leżała pijana - wspominał na spotkaniu.
Potem poszło już z górki. Piotr wpadł w złe towarzystwo, kradł, w końcu trafił do więziennego szpitala. Tam został prawdziwym bandytą. W więzieniach spędził ponad 20 lat. Za napady, kradzieże, handel bronią. Aż nagle jego życie się zmieniło.
- Siedziałem sam w celi dla groźnych przestępców. Widziałem dwóch ludzi dziennie. Mojego strażnika i więźnia, z którym chodziłem na spacery. - To on opowiedział mi o Jezusie. Pobiłem go tak, że trafił do szpitala - wspomina Gepard.
Po miesiącu w swojej celi uklęknął, a po wyjściu z więzienia zaczął nowe życie. - Miałem 130 zł, jedno ubranie i Pana Boga. To wszystko - opowiadał. Teraz jeździ po Polsce wraz z zespołem i opowiada swoją historię. Podobnie było w Łodzi.
eMBe/DziennikŁódzki