George Michael od kilku dni przybywa na oddziale intensywnej terapii w szpitalu w Wiedniu. Przedstawicielka artysty poinformowała, że muzyk cierpi na ciężkie zapalenie płuc. Muzyk trafił do szpitala w stanie krytycznym w miniony poniedziałek. Skarżył się na ostre bóle w klatce piersiowej. W austriackim szpitalu lekarze wprowadzili artystę w stan śpiączki farmakologicznej. W sieci pojawiło się wiele spekulacji czy gwiazdor nie zachorował na AIDS. Niektóre media podkreślają ,że zapalenie płuc o ciężkim i nawracającym przebiegu, wymagające leczenia szpitalnego w 50% przypadków jest pierwszym objawem AIDS. Rzecznik artysty zaprzeczył spekulacjom mediów, że Michael zachorował na AIDS. Nie można jednak zapominać, że Freddie Mercury również do ostatniej doby przed swoją śmiercią zaprzeczał, że zapadł na tą śmiertelną chorobę.


Podejrzenia mediów nie są do końca bezpodstawne. Michael jest znany z libertyńskiego życia, które jest podobne do tego jakie prowadził legendarny wokalista Queen. W 2004 roku w wywiadzie dla BBC, muzyk przyznał ,że od lat nie robi sobie testów na HIV bo boi się, że wynik wyjdzie pozytywny. W 1995 roku na AIDS zmarł partner Michaela, Anselmo Feleppam, który również zapadł na ostre zapalenie płuc. Na dodatek artysta zawsze lubował się w praktykowaniu „niebezpiecznego seksu”. W 2006 roku reporterzy News of the World przyłapali go gdy uprawiał seks z 58-letnim bezrobotnym w krzakach londyńskiego parku. Kiedy piosenkarz zobaczył reporterów, starał się ukryć swoją twarz pod czapeczką i krzyczał: „Jeśli opublikujecie te zdjęcia, pozwę was! Jesteście gejami? Nie? To się odwalcie! To moja kultura! Jestem wolnym człowiekiem i mogę robić co chcę! Nikogo nie krzywdzę”. Dwa lata temu Michael wyznał mediom, że codziennie wypala 7-8 skrętów marihuany, bierze kokainę i szuka nowych kochanków w męskich toaletach publicznych. George Michael był brany pod uwagę jako potencjalny następca Freddiego Mercury, po śmierci wokalisty. Jednak mimo znakomitego wykonania „Somebody to love” na Wembley podczas słynnego koncertu na cześć Mercurego, muzycy Queen nie zdecydowali się na współpracę z nim. Oby nie okazało się ,że oprócz homoseksualizmu, z wielkim muzykiem Queen, łączy go ta sama choroba.


Miejmy nadzieję, że artysta przetrwa ciężki dla siebie okres i w tym roku jego słynne „Last Christmas” nie zabrzmi dla niego po raz ostatni.


Łukasz Adamski