Ateny znalazły pomysł na wydobycie się z finansowego dna. Grecja żąda od Niemiec wypłaty reparacji wojennych od Niemiec. Kwota dziwnym trafem ociera o wysokość zadłużenia państwa.

 

Ten genialny w swej naiwności pomysł przedstawił premier Aleksis Cipras. Grecy chcą, aby Niemcy wypłacili im 270 mld euro tytułem odszkodowania za straty z okresu II wojny światowej. Tymczasem Berlin przypomina, że w latach 60. ubiegłego stulecia zamknął sprawę i zapłacił Atenom 115 mln marek.

Wszystko więc wygląda na to, że Grecy nie chcą spłacać zadłużenia, które narasta przez nonszalancką politykę fiskalną ostatnich dziesięcioleci. Dług publiczny tego kraju jest szacowany na ponad 175 proc. PKB, a dług samego sektora finansowego na grubo ponad 315 mld euro. Zastrzyk gotówki byłby więc dla dłużników jak marzenie.

Tym bardziej, że przed Grekami stoją najpoważniejsze reformy. Wciąż trwają przepychanki na tematy pracownicze, w tym w kwestii zwolnień grupowych. Grekom nie podoba się także wyprzedaż majątku narodowego. 14 portów lotniczych ma trafić po kuratelę niemieckiej spółek, podobnie jak udziały w spółkach energetycznych.

Zagranie Ciprasa jest więc wybitnie hasłem pod publiczkę. Premier ma kłopoty w dogadaniu się z koalicjantami, którzy są łasi na pieniądze z zagranicy, ale nie spieszy się im wypełniać zobowiązania wobec Unii Europejskiej.

Gdy jeszcze trwa lato i Grecy mają pieniądze z turystyki sytuacja wydaje się opanowana, ale wraz z odpływem gości zagranicznych portfele zwykłych obywateli znów będą świecić pustkami, a ogólnonarodowy konflikt rozgorzeje na dobre.

Tomasz Teluk