Portal Fronda.pl: Mija tydzień od rozpoczęcia w Polsce ćwiczeń Anakonda-16. Jaka jest ich wartość z perspektywy czysto militarnej?

Gen. Waldemar Skrzypczak: Ćwiczenia te są prowadzone z wielkim rozmachem, na terenie wielu krajów i z udziałem niemal wszystkich członków NATO mogących zaangażować swoje wojska dla obrony wschodniej flanki Sojuszu. Zgrywa się w nich wszystkie poziomy dowództw, od poziomu strategicznego po poziom taktyczny, gdy idzie o współpracę pomiędzy poszczególnymi sztabami. Bardzo ważną rzeczą jest to, że w strukturach sztabów, które są na terenie Polski, są ludzie z prawie wszystkich państw NATO. Świadczy to o przygotowaniu do sprawnej realizacji zadań bojowych w ramach tak zwanych operacji połączonych. Ćwiczenia te są prowadzone zarówno na terenach wojskowych jak i na obiektach tak zwanej infrastruktury krytycznej. Istotną kwestią jest moim zdaniem wyeksponowanie konieczności utrzymania przepraw stałych lub przepraw budowanych doraźnie na potrzeby przemarszu wojsk z zachodu na wschód, utrzymanie przepraw na Wiśle i przepraw na Odrze. To istotne, bo przeciwnik wykonujący uderzenie będzie chciał uniemożliwić dotarcie wojsk zachodnich na tereny Polski i Przybałtyki. A jednym ze sposobów powstrzymania marszu wojsk zachodnich jest zniszczenie przepraw stałych na rzekach, w związku z tym wojska ćwiczyły utrzymanie przepraw doraźnych, aby móc utrzymać dynamikę przerzutu wojsk z zachodu na wschód.

Ocena militarna jest więc, jak rozumiem, bardzo dobra – a polityczna? Część komentatorów wskazuje, że niewielkie jest zaangażowanie innych wojsk niż polskie, amerykańskie i brytyjskie, co ma wskazywać na niespójność NATO.

Ważne jest to, że są flagi. Z perspektywy politycznej nie jest ważne, ilu wysłano żołnierzy, ale że jest flaga i że dane państwo deklaruje swoją gotowość do wzięcia udziału w operacji na terenie Polski. To jest akt polityczny. Nie liczy się ilość żołnierzy, czołgów i samolotów, ale flaga danego państwa.

A więc nie ma znaczenia, że Niemcy wysłały niewielki oddział, bo już sam fakt wysłania jest wystarczającym aktem zaangażowania?

Moim zdaniem tak. Armia niemiecka jest w dość trudnej sytuacji ze względu na szczupłość budżetu. Niemieckie wojsko nie ma pieniędzy na modernizację, a wysyłanie sił zbrojnych za granicę na ćwiczenia też jest kosztowne. Ważne jest to, że Niemcy biorą udział w tym ćwiczeniu i deklarują gotowość udziału w operacji obronnej. Niemcy przez wszystkich są posądzani o to, że nie za bardzo chcą angażować się w cokolwiek przeciwko Rosji ze względu na ich wzajemne relacje ekonomiczne. Jednak Berlin po prostu musi brać udział, bo nie może być tak, że to polscy żołnierze będą bronić Niemiec przed agresją rosyjską. Powtarzam: Niemcy muszą brać udział i moim zdaniem biorą.

Ćwiczenia Anakonda-16 miały być swoistym sprawdzaniem spójności NATO także przed nadchodzącym szczytem Sojuszu. Miała zapaść na nim decyzja o stworzeniu czterech batalionów. Mówi się jednak, że mogą powstać tylko trzy, bo nie ma zgody co do dowództwa nad czwartym batalionem mieszanym. Ten impas można jakaś przełamać?

Kruszenie kopii o dowództwo jest nieporozumieniem. Choćby Polskę stać na objęcie dowództwa. Nie widzę przeszkód, by złożyć deklarację: my przejmiemy dowództwo nad mieszanym batalionem. Mamy odpowiednio liczny i dobrze wyszkolony potencjał ludzki. Ważne jest, żeby ten batalion powstał. To przecież ustalenia z Newport. To, że niektórzy w NATO nie chcą dać swojego komponentu świadczy przede wszystkim o tym, że szczyt jest potrzebny. A dowodzenie możemy przyjąć my sami.

W kontekście nadchodzącego szczytu kilka dni temu demonstrowała przed Białym Domem amerykańska Polonia, domagając się utworzenia w Polsce stałych baz NATO. Ten projekt ma szanse na wcielenie w życie?

Baza stała USA – bo o niej przecież mowa - wiąże się z budową infrastruktury koszarowej i magazynowej, z budową mieszkań, szkół i całego zaplecza socjalno-usługowego dla rodzin amerykańskich żołnierzy. To pociągnęłoby za sobą ogromne koszty i nie wiem, czy zgodziłby się na to amerykański podatnik. Co innego obecność rotacyjna: Taki żołnierz przebywa w bazie niestałej 6, 9 czy 12 miesięcy, po czym wraca do siebie. Państwo ponosi tylko koszty jego żołdu i utrzymania poza krajem.

Stała obecność rotacyjna może być z naszej perspektywy dobrym substytutem obecności stałej?

Oczywiście. Wolałbym, żeby pieniądze z utrzymania baz stałych przeznaczyć choćby na modernizację polskiej armii. Doraźnie jest to koszt mniejszy, a wymiar polityczny i wojskowy jest ten sam.

Jeden stały element amerykańskiej infrastruktury jednak w Polsce powstaje – to baza w Redzikowie. Jaki jest wymiar polityczny i militarny tego przedsięwzięcia?

To element obrony sojuszników w NATO przed uderzeniami rakiet balistycznych różnego zasięgu. Baza jest elementem systemu obrony całego Sojuszu. Politycznie pokazuje to, że jest determinacja Amerykanów do obrony Polski i tego regionu przed tego typu uderzeniami. Wojskowo baza oznacza, że mamy część systemu obrony powietrznej na terenie naszego kraju.

Dla obrony przed kim budowana jest tarcza antyrakietowa? Chodzi głównie o Rosję, czy może jednak o Iran, jak to się oficjalnie podaje?

Podsystem w Redzikowie będący częścią systemu NATO ma chronić ten region przed uderzeniami rakiet balistycznych. Czy z Iranu, czy z Rosji – to obojętne. Ten system jest zdolny do zwalczenia tego typu zagrożenia z każdego państwa mogącego grozić państwom NATO, w tym Polsce. Że Rosjanie się burzą? Niech się burzą. Dysponują systemami mogącymi zagrozić Polsce, więc i nam jest potrzebny odpowiedni system, po to, by mieć pewność, że Iran, czy Korea Północna czy Rosja na nas nie uderzą. I przede wszystkim: ten system jest budowany na 20, 30, a może i 50 lat. Czy można przewidzieć, jaka będzie wtedy sytuacja geopolityczna w naszym regionie? Nie. Ten system jest ponadczasowy. To nie jest odpowiedzieć na dzisiaj, ale na całe dziesięciolecia.  

Zarówno wokół ćwiczeń Anakonda-16 jak i wokół budowy tarczy antyrakietowej słychać w mediach i polityce wiele głosów sprzeciwu, dezaprobaty czy powątpiewania. Wskazuje się, jakoby te inicjatywy narażały Polaków na niepotrzebny konflikt z Rosją. Z czego wynikają takie postawy?

Ci, którzy mówią, że to jest drażnienie Rosji, to ludzie należący do kategorii głupców politycznych. Nie rozumieją, co się wokół nich naprawdę dzieje i szukają tylko jakiejś politycznej popularności. Nie sądzę, by była to agentura, bo z głupiego nikt agenta nie robi.