Czy Polska powinna mieć broń jądrową? Temat ten jest od kilku dni podejmowany przez wszystkie w zasadzie media. Dzieje się tak za sprawą zaskakującej wypowiedzi wiceministra obrony narodowej Tomasza Szatkowskiego. Szatkowski powiedział na antenie telewizji Polsat News, że Polska „rozważa” możliwość przystąpienia do układu o udostępnianiu broni jądrowej w ramach NATO (tzw. nuclear sharing).

Wypowiedź ta spotkała się natychmiast z ogromnym oddźwiękiem medialnym, została jednak zdementowana przez MON. W oficjalnym komunikacie podano, że rozmowy w tej sprawie nie są prowadzone.

Obecnie Polska nie dysponuje bronią jądrową w żadnej formie. Gdyby Warszawa przystąpiła do wspomnianego układu, moglibyśmy otrzymać amerykańska broń atomową. Rakiety pozostałyby własnością Stanów Zjednoczonych. W Polsce musiałaby jednak powstać cała specjalistyczna infrastruktura potrzebna do ich przechowywania.

Skoro jesteśmy w NATO i NATO dysponuje systemami broni jądrowej, to po co nam takie systemy? Broń jądrowa jest już w naszej dyspozycji, bo NATO użyje jej wobec przeciwnika, jeżeli ten zrobiłby to pierwszymówi nam gen. Waldemar Skrzypczak.

Jego zdaniem cała operacja jest po prostu nieopłacalna.

Czy stać nas na to, abyśmy budowali teraz w Polsce za parę miliardów infrastrukturę pod broń jądrową? Możemy mieć taką broń jądrową, ale musimy mieć całą instalację, żeby ją przechowywać. Skąd rząd weźmie na to pieniądze? To nie jest tak, że ktoś chowa w garażu wyrzutnię rakiet jądrowych. Rakiety jądrowe przechowuje się w specjalnych, podziemnych instalacjach, urządzeniach, które są niezwykle drogie. Nie wiem, po co składać takie deklaracje, skoro jesteśmy w NATO – przekonuje były dowódca polskich sił lądowych.

Sami „możemy odstraszać tylko samych siebie, bo bez NATO nic nie znaczymy” - dodaje generał.

Zdaniem generała rozpoczęcie takiej dyskusji sprawia wrażenie, jakby polscy politycy nie byli pewni, czy NATO chce ich w ogóle bronić. A jeżeli tak, to trzeba sobie zadać pytanie, po co jesteśmy w Sojuszu.

Czy mam rozumieć, że skoro rozpoczyna się takie rozmowy, to my do tej pory nie wiemy, czy ktoś w obronie Polski użyje broni jądrowej? Skoro jesteśmy w NATO, to skąd te pytania? Jeżeli NATO w obronie Polski, gdy Rosja użyje broni jądrowej, nie odpowie tym samym, to po co jesteśmy w Sojuszu? – pyta gen. Skrzypczak.

Nowy polski rząd od początku podkreśla, że chce znieść podział na „stare” i „nowe” NATO. Tymczasem obecnie do paktu o wypożyczaniu broni jądrowej należą Włochy, Turcja, Niemcy, Belgia i Holandia (Francja ma z kolei własną broń jądrową). W tym kontekście można zapytać, dlaczego Polska jest wyłączona z dostępu do broni atomowej. W ocenie gen. Skrzypczaka problem jest pozorny.

Jeżeli miałby to być udział w tym programie naszych F-16 dostosowanych do przenoszenia głowic jądrowych… Cóż, jeżeli będzie decyzja o wojnie z Rosją, to siłą rzeczy te samoloty będą wyposażone w takie rakiety – mówi, dodając raz jeszcze, że nie rozumie „po co jesteśmy w NATO, jeśli mamy wątpliwości” dotyczące ewentualności wypełnienia zobowiązań traktatowych.

Generałowi nie spodobała się też forma, w jakiej sprawa dostępu Polski do broni atomowej pojawiła się w mediach. Żeby o tym mógł ktoś oficjalnie, głośno mówić, to dobrze by było, gdyby głos zabrał parlament. Taka rzecz nie może wydarzyć się bez zgody parlamentu i prezydenta Polski. Nie może być to decyzja MON tylko całych władz Polski – wskazuje wojskowy. Nie może to być na tej zasadzie, że ktoś puszcza w mediach informację, a rząd później to dementuje – mówi.

W przypadku dostępu Polski do broni jądrowej jest jeszcze problem prawny. Polska jest sygnatariuszem traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Zdaniem krytyków natowskiego programu nuclear sharing, program ten jest oczywistym pogwałceniem wspomnianego traktatu. Z drugiej strony, jak podnoszą jego obrońcy, wypożyczana broń nie jest własnością krajów, na których terytorium trafia, nie można więc mówić o rozprzestrzenianiu broni jako takim. Gen. Skrzypczak sądzi jednak, że jeżeli Polska chciałaby mieć u siebie broń atomową, to powinna wypowiedzieć kłopotliwy w tym zakresie traktat. Jeżeli chcemy mieć u siebie broń jądrową, to wypowiedzmy układ o nierozprzestrzenianiu broni, którego jesteśmy sygnatariuszem. W innym wypadku byłoby to bałaganiarstwo polityczne – twierdzi.

bjad