Fronda.pl: W Łucku ostrzelano siedzibę polskiego konsulatu pociskiem z granatnika. Jak Pan sądzi, czy mogła to być prowokacja rosyjska?

Gen. Roman Polko: Sytuacja na Ukrainie jest niestabilna i faktycznie można się liczyć z różnego rodzaju prowokacjami. Rosyjskiej prowokacji nie można wykluczyć. Rosjanie prowadzą szeroko pojętą ofensywę informacyjną. Tego typu działania wpisują się w scenariusz dzielenia i budowania muru między Polakami a Ukraińcami. W tej dziedzinie Rosjanie osiągają duże sukcesy. Dzięki temu Rosjanie mogą bezkarnie realizować własne interesy na Ukrainie.

Współudział ukraińskich nacjonalistów w takiej prowokacji jest według Pana możliwy?

Nie sądzę, aczkolwiek niestety jest tak, że obie strony poddają się propagandzie rosyjskiej i dają się prowokować. Słychać to w wypowiedziach zarówno polskich jak i ukraińskich nacjonalistów. Nie wydaje mi się jednak, żeby akurat tak poważny atak mógł być przez ukraińskich nacjonalistów przeprowadzony.

Do tej pory mieliśmy do czynienia z prowokacjami na tle historycznym. Przy okazji można przypomnieć chociażby atak w Hucie Pieniackiej. Czy jednak ostrzelanie polskiego konsulatu to sprawa większego kalibru?

Do tej pory rzeczywiście odgrzewano temat trudnych relacji w przeszłości między Polską a Ukrainą, które wymagają dyskusji historyków. Jeżeli w takich kategoriach myślelibyśmy o relacjach nie tylko z Ukrainą, ale i z innymi państwami, to właściwie z nikim nie mielibyśmy dobrych relacji. Kontakty z Niemcami nie wchodziłyby w takiej sytuacji w grę. Putinowska Rosja świetnie rozgrywa takie historyczne spory, a dużo pożytecznych idiotów kupuje ich retorykę. Atak na konsulat to być może próba pokazania, że niesnaski między Polską a Ukrainą to nie tylko przeszłość, ale i teraźniejszość. Z pewnością trzeba na tę sprawę spojrzeć spokojnie i chłodno. Strona ukraińska będzie chciała wykryć sprawców, ale na pewno nie można dać się sprowokować.

Spodziewa się Pan że takich zdarzeń może być więcej?

To całkiem możliwe. Trolle rosyjskie to nie tylko Ci, którzy siedzą za biurkami i przed komputerami. To także tzw. zielone ludziki, które bardzo skutecznie w takim stylu prowadziły ofensywę na Krymie i w Donbasie, doprowadzając do skłócenia między sobą ludzi, którzy wcześniej żyli między sobą w normalnych relacjach i pokoju.

Czy takie incydenty rodzą niebezpieczeństwo, że pogorszą się relacje między Polakami i Ukraińcami w naszym kraju?

Mam nadzieję, że tak się sytuacja nie potoczy. Ważne jest, by administracja rządowa, ale i samorządy podjęły działania ofensywne. Nie można tylko reagować, dementować pogłoski. Trzeba pójść do przodu, o niektórych rzeczach mówić ludziom i budować pozytywne relacje. Są one dla nas bardzo ważne, bo stabilna i sprawnie funkcjonująca Ukraina jest gwarantem dla stabilności całego regionu. Myślę, że taka retoryka powinna zwyciężyć, a nie odgrzewanie historycznych waśni i szukanie tego, co było w naszych relacjach trudne.

Dziękujemy za rozmowę.