Fronda.pl: Minister Spraw Zagranicznych Witold Waszczykowski wczoraj i dziś bierze udział w spotkaniu szefów dyplomacji państw NATO w Brukseli. Jednym z tematów ma być stosunek NATO do Rosji. Czy dziś możliwe jest, by europejscy sojusznicy prezentowali jednolite stanowisko wobec Rosji?

Gen. Roman Polko: Dobrze byłoby dla bezpieczeństwa Europy, gdyby prezentowali jednolite stanowisko, bo strategia Putina polega właśnie na tym, by dzielić europejskich przedstawicieli NATO. To jemu daje rzecz jasna przewagę i pokazuje siłę Rosji. Putin woli dogadywać się z poszczególnymi państwami, niż mieć do czynienia z takim partnerem jak Unia Europejska. Patrząc jednak na to, jak zachowuje się Putin, wiemy, że mamy do czynienia z grającym nieobliczalnego, prezydentem Rosji. Mam tu na myśli choćby ostatnią sprawę, czyli pociągi reaktywowane właściwie z epoki zimnej wojny, mające przewozić rakiety jądrowe. Musimy działać więc razem, żeby powstrzymać go przed tego typu działaniami.

Dlaczego Polska musi ciągle podkreślać swoje stanowisko jeśli chodzi o wzmocnienie wschodniej flanki NATO? I czy prace aby wzmocnić te flankę idą w odpowiednim tempie?

Polska jest na wschodniej flance NATO największym z państw, które graniczy bezpośrednio z Rosją. Dlatego jest tak ważny głos polski, właściwie tłumaczenie zachodnim partnerom, że lekceważenie zagrożenia rosyjskiego tak naprawdę zachęca Putina do eskalacji charakterystycznych dla niego działań. Mowa tu o działaniach, które doprowadziły do ataku na Gruzję, aneksji Krymu i destabilizacji Ukrainy. Państwa takie jak Francja czy Włochy są bardziej skupione na tzw. Państwie Islamskim i uchodźcach. Zagrożenia, które pojawiają się na wschodniej flance nie za bardzo zapisują się w ich pamięci. Zamiast walczyć z tymi zagrożeniami, woleliby widzieć w Rosji partnera, którym mogli by sprzedawać najnowsze technologie. Takie życzeniowe myślenie się jednak nie sprawdza i trzeba patrzeć realnie, również w kwestii naszego bezpieczeństwa.

Czy europejscy członkowie NATO powinni zadbać o wzmocnienie relacji ze Stanami Zjednoczonymi i ich zaangażowanie w Europie?

Zdecydowanie tak. Najlepszym sposobem na wzmocnienie relacji transatlantyckich byłoby właściwe budżetowanie własnego systemu bezpieczeństwa. To na co Stany Zjednoczone, ale i na co Donald Trump w kampanii prezydenckiej zwracał uwagę, to fakt, iż Europa właściwie prosi o pomoc Amerykanów, ale sama niewiele robi w dziedzinie bezpieczeństwa. Potrzebna jest solidarność okazana podczas szczytu NATO, ale i utrzymanie tej solidarności, jak i wypełnianie tych zobowiązań, które nie są wygórowane, bo 2 proc. z budżetu to wcale nie jest potężny wydatek.

Czy Polska wybija się na tle innych krajów europejskich, które nie bardzo kwapią się do wzmocnienia własnej obronności?

Myślę, że Polska pokazuje przez swój przykład w jakim kierunku powinny iść działania. Po pierwsze, szczególnie teraz nie unikamy zobowiązań sojuszniczych, nie tylko na flance wschodniej, ale i na flance południowej. Budżet Polski jako jednego z nielicznych krajów przekracza 2 proc. i nasze państwo buduje własne zdolności obronne. Taka jest zresztą idea sojuszu, że inwestujemy w siebie, po to by być mocnymi w kolektywnej obronie. Na pewno nie na zasadzie, która zakłada, że wstępujemy do struktur sojuszniczych, one nas obronią, a my już niewiele musimy robić.

Dziękujemy za rozmowę.