Portal Fronda.pl: W polityce pojawiły się głosy, według których istnieje możliwość wsparcia Ukrainy przez nasze wojsko. To możliwe i rzeczywiście pożądane?

Gen. Roman Polko: Ten, kto wygłasza takie poglądy, nie ma pojęcia o czym mówi. Jesteśmy członkiem NATO i obrona musi być kolektywna. Takie działanie trzeba realizować we współpracy z Sojuszem. Jeżeli, teoretycznie, zaistniałaby w ogóle możliwość wojskowego wsparcia Ukrainy przez Polskę, to należy zadać pytanie: komu te jednostki miałaby być podporządkowane? Widzimy, że ukraińskie dowództwo nie tylko nie posiada strategii i pomysłu na walkę, ale nie dowodzi nawet tymi wojskami, którymi dysponuje.

Wielu komentatorów dziwi się, że przegrano walki o lotnisko w Doniecku.

Batalion, który opuścił to lotnisko, nie doczekał się żadnej pomocy. Zabrakło jakiegokolwiek wsparcia logistycznego, nie było zmiany. W ten sposób Ukraina utraciła strategiczny obiekt, który będzie trzeba w przyszłości zdobyć, jeżeli myśli się o jakiejś kontrofensywie. Na pewno ponowne jego zajęcie będzie o wiele trudniejsze, niż utrzymanie.

W odpowiedzi na niedawny atak na ludność cywilną w Mariupolu władze Ukrainy ogłosiły stan wyjątkowy w obwodach ługańskim i donieckim. Ma to uzasadnienie?

Ogłoszenie stanu nadzwyczajnego jest co najmniej spóźnione. Poza tym nie trwa tam tak naprawdę żadne „stan nadzwyczajny”, ale po prostu wojna. Decyzja rządu pociąga za sobą powołanie kolejnych gremiów kryzysowych. Pożar mamy już od kilku miesięcy, a dopiero teraz myślimy, jak wykopać studnię. Nie chcę tu jednak atakować władz Ukrainy: one muszą zbudować to, czego przez ponad dwadzieścia lat nie zrobiły poprzednie władze.

Czy ukraińskie wojsko poradzi sobie samo? Pytam o to w kontekście przebiegu dotychczasowych walk, zwłaszcza nieudanej obrony donieckiego lotniska.

Ukraińska armia musi posiadać konkretną wizję i strategię. Żeby zwyciężyć, trzeba działać na wielu obszarach. Konieczne jest uszczelnienie granicy, tak, żeby do separatystów nie docierało wszelkiego rodzaju zasilanie. Ukraina musi ograniczyć ich zaplecze logistyczne. Terroryści wciąż otrzymują sprzęt i uzbrojenie, a potem bardzo trudno z nimi walczyć. Po drugie trzeba opanować na powrót lotnisko w Doniecku. Most powietrzny separatystów jest w dalszym ciągu czynny. Terroryści posiadają powietrzną linię zaopatrzenia, a Ukraina nie jest w stanie przerzucać w ten sposób własnych sił. Ukraina musi wreszcie odbudować potencjał, który jest w ochotnikach gotowych poświęcać własne życie. Nie wolno jednak marnotrawić żołnierskiej krwi. W mojej ocenie tej krwi przelało się o wiele za dużo, właśnie przez marne dowodzenie czy wręcz jego brak. To ogromna tragedia Ukraińców.

Wróćmy jeszcze do ewentualnej polskiej pomocy. Jeżeli nie wojsko, to co możemy dać Ukrainie?

Jeżeli nasz sąsiad potrzebuje pomocy, to powinien wyraźnie określić, w zakresie jakich działań. Żeby to zrobić, musi mieć wizję. Takiej wizji jednak nie ma. Polska działa w ramach NATO i Unii Europejskiej. Wszelka pomoc musi być skoordynowana, bo w ten sposób realizujemy główne zadanie. A jest nim zapewnienie bezpieczeństw naszemu państwu.

Co więc konkretnie można zrobić?

Pytanie, czego Ukraina potrzebuje najbardziej. Moi koledzy z dawnej Jugosławii zwracają uwagę na doradców. Ludzie, którzy jeżdżą na Ukrainę w celu doradzania, nie mogą próbować zabijać tam własnego kapitału politycznego i realizować własnych interesów, ale muszą rzeczywiście dbać o dobro samej Ukrainy. Możemy zapewnić pomoc w konstruowaniu armii, w opracowywaniu strategii; doradzać w tworzeniu planu obrony własnego kraju i jego realizacji. Powtórzę jednak, że by było to możliwe, gospodarz musi pomóc sam sobie. Tymczasem dziś tak naprawdę nie wiadomo, z kim na Ukrainie rozmawiać. Niestety, wciąż rządzą tam oligarchowie, a nie oficjalne władze.

Pojawiają się coraz częściej opinie, według których na stosunkach Zachodu z Rosją może zaważyć kwestia Państwa Islamskiego. Część zachodnich państw miałaby być gotowa do złagodzenia antyrosyjskiego kursu, byle pozyskać Federację Rosyjską do antyterrorystycznej koalicji.

Putin bardzo umiejętnie rozgrywa partykularyzm państw zachodnich. Francja realizuje swoje interesy, Węgrzy swoje, Czesi swoje. Chociaż sankcje osiągają jakiś skutek, to brakuje konsekwencji i determinacji we wspólnym działaniu. Rosji udało się dokonać w naszym sojuszu wyłomu – i to jest główny problem.

Jeżeli chodzi o kwestię Państwa Islamskiego, to myślę, że spekulacje o złagodzeniu z jego powodu kursu wobec Rosji są bezzasadne. Rosja nie pomagała nam w walce w Iraku i w Afganistanie. Nie wciągałbym jej w tę wojnę. Państwo Islamskie to zupełnie odrębny temat. Przypomnę, że ZSRR i USA wspierały najpierw Saddama Husajna, bo miał być przeciwwagą dla Iranu. Husajn wyrósł dzięki temu na piątą potęgę wojskową świata. Później wybuchła pierwsza wojna w Zatoce Perskiej, ale nie została dokończona, chociaż Bush senior ogłosił zwycięstwo. Kolejne działania w Iraku, w których uczestniczył także Grom, znowu nie został dokończone, choć i wówczas ogłoszono zwycięstwo. Na miejsce jednej głowy tej hydry wyrastają kolejne, jeszcze groźniejsze.

A wojna z terroryzmem będzie skuteczna bez pomocy rosyjskiego wywiadu? Wskazuje się często, że Moskwa posiada w tym zakresie bardzo dużą wiedzę, przede wszystkim ze względu na problemy na Kaukazie.

Przerabialiśmy to w Polsce już w początku lat 2000, gdy relacje z Rosją były jeszcze względnie pozytywne. Jak można współdziałać, jeżeli partner nie jest do końca wiarygodny? Już wtedy był z tym ogromny problem. Nie mamy pewności, czy Rosja rzeczywiście przekaże nam swoje tajne dane wywiadowcze.  Wymiana informacji wywiadowczych jest kłopotliwa nawet w ramach NATO, choć są tu już pewne duże postępy. Czego możemy jednak oczekiwać od państwa, które postrzega NATO jako wrogi pakt? Kwestia weryfikacji tego, co przekazałyby nam ewentualnie rosyjskie służby, jest ogromnym problemem.

Rozmawiał Paweł Chmielewski