Bez wątpienia powinniśmy sprzedawać Ukrainie broń. Powinniśmy traktować Ukrainę jak wszystkie państwa, które nie są agresorami i które mają prawo do budowania własnej armii, ochrony własnych granic i które chcą kupować broń. Bo przecież, skoro sprzedajemy broń innym państwom, to dlaczego mielibyśmy nie sprzedawać jej Ukrainie? A w sytuacji tak trudnej, w jakiej znalazła się Ukraina, powinniśmy ją wspierać w takim zakresie, w jakim możemy. Polska może sprzedawać Ukraińcom kamizelki kuloodporne, hełmy kevlarowe, systemy optyczne, termowizyjne, systemy łączności, systemy przeciwlotnicze, nasze haubice typu KRAB czy czołgi, które produkuje Bumar, czy rakiety Grom, które świetnie spisały się w Gruzji w czasie rosyjskiej inwazji. Tych elementów bardzo brakuje żołnierzom ukraińskim, a my możemy im je sprzedać. Chciałbym jednak zastrzec, że gdybyśmy zaczęli sprzedawać Ukraińcom broń, należałoby to robić w sposób bardzo przemyślany, tak, aby nie trafiła ona w nieodpowiednie ręce, o co nietrudno na Ukrainie. Sprzedaż powinna się odbywać pod kontrolą służb. Oprócz broni, powinniśmy wysyłać tam też ekspertów, którzy będą doradzać, jak używać tej broni, żeby nie zabijać niewinnych ofiar.

Nie możemy się tutaj kierować względami biznesowymi, by jak najlepiej zarobić, ale trzeba patrzeć z tej perspektywy, że Ukraina to państwo, które ma prawo do obrony, a już niewiele dzieli je od całkowitego upadku. Ukraina to nasz sąsiad, któremu powinniśmy pomagać, bo w naszym narodowym interesie leży to, żeby Ukraina była silna.

Jeżeli będziemy patrzeć krótkoterminowo, to powinniśmy Ukrainę pozostawić samą sobie, bo nie zarobimy na tym. Patrząc jednak strategicznie - Ukraina w perspektywie 20-30 lat, kiedy stanie na nogi, okaże się nie tylko dla Polski, ale i dla sąsiednich krajów, atrakcyjnym partnerem. Ukraina ma swoje bogate zasoby, chociażby w Donbasie, jest ważnym rynkiem zbytu np. dla naszych produktów rolnych.

Najbardziej korzystne ekonomicznie, jak podkreślają eksperci, byłoby oczywiście wypchnięcie amunicji bo mamy jej dużo i nie wiadomo co z nią zrobić, a można by przy tym zaoszczędzić na kosztach utylizacji. Zdecydowanie mniej korzystne dla nas byłoby pozbywanie się nowoczesnych systemów broni, których w naszej armii też brakuje. Jednak właśnie w ten sposób moglibyśmy pomóc temu państwu i pokazać w ten sposób, że zależy nam na pomaganiu, a nie na biznesie. Nie chciałbym, abyśmy z cynicznym nastawieniem podchodzili do tego, co się dzieje za naszą wschodnią granicą. Takie myślenie do niczego dobrego nas nie doprowadzi. Przez takie myślenie, w kategoriach czysto biznesowych, możemy wychować u boku potwora, a nie państwo-partnera, na czym nam powinno zależeć. Jeszcze raz powtarzam – patrząc strategicznie – co będzie za 20- 30 lat, a nie za rok czy za 5 lat, bo Ukrainę czeka długa droga, żeby wyjść z tej zapaści. Ale wystarczy popatrzeć na Polskę – 25 lat temu byliśmy w zupełnie innym miejscu.

Polska polityka informacyjna powinna być w tych kwestiach spójna. Tymczasem najpierw usłyszeliśmy od ministra Siemoniaka, że o tym, czy będziemy dozbrajać ukraińską armię, dowiemy się po szczycie NATO, później po szczycie NATO, najpierw powiedział, że nie sprzedajemy, a następnego dnia usłyszeliśmy, że jednak sprzedajemy. Otóż wszystkie państwa na świecie tak naprawdę handlują bronią po cichu, kryją to służby specjalne, a my jesteśmy chyba jedynym krajem, który głośno mówi o tym, że sprzedaje, a nie sprzedaje.

Not.ed