Doniesienia, jakoby Rosja miała wycofywać swoich żołnierzy z Ukrainy, a zastępwać ich wyszkolonymi najemnikami świadczą o tym, że Rosja czyni w tej chwili znacznie więcej, aby utajnić swoje działania. Rosja od początku nie przyznaje się do tego, że w ogóle ma na Ukrainie swoich żołnierzy (że są to tylko żołnierze na urlopach, że biorą własne czołgi i jadą sobie w wolnym czasie na Ukrainę, etc. a Rosjanie nie ingerują – tak to wygląda zapewnień Putina).

Rosjanie starają się ukryć działania reguralnej armii, co zresztą czyniły i czynią także inne państwa. Podobne działania stosują Amerykanie, korzystając z usług wynajętch firm do realizacji czarnej roboty, gdy nie chcą w nią wikłać żołnierzy własnej armii, ponieważ morale i standardy funkcjonowania armii są inne, niż tego typy grup. Ten rodzaj działań może być bardziej niebezpieczny, bo ci dywersanci, którzy w tej chwili będą mieli niby całkowicie odcięte linie komunikacji z Rosją, będą w istocie w brutalniejszy sposób realizować cel, który założył sobie Putin - destabilizowania Ukrainy.

Problem tkwi przede wszystkim w samej Ukrainie, bo tak, jak Krym został oddany bez walki, tak o Donbas walczy tak naprawdę bardziej armia oligarchów, niż jakaś regularna ukraińska armia. I okazuje się, że nawet tak niewielka armia rosyjska, składająca się z 1000-2000 żołmierzy, jest w stanie destabilizować Ukrainę i utrudniać zaprowadzenie tam działań pokojowych. Ten konflikt będzie się przeciągał, skutecznie utrudniając funkcjonowanie państwa ukraińskiego i jego dołączenie do struktur NATO i Unii Europejskiej, o co tak naprawdę Rosjanom chodzi.

Not. ed