Austin Ruse

"Crisis Magazine"

tłum. Teofila Bepko

"Dwa największe osiągnięcia radykalnej propagandy gejowskiej to te powszechnie już dziś upowszechnione mity, że geje są wszędzie i że są tacy jak my.

 Dużo “prac u podstaw” włożono w to, aby zmienić opinię publiczną od czasów, kiedy homoseksualizm był otwarcie wykpiwany do dziś, kiedy ryzykuje się zwolnienie z pracy nawet za mały żarcik na temat homoseksualizmu. Ta zmiana w podejściu do homoseksualizmu ma swoje przyczyny nie w jego akceptacji, ale właśnie w takim rodzaju lęku.

 Ale te dwie supozycje – że homoseksualiści są wszędzie i że są tacy jak my – są dwoma monumentalnymi, ale bardzo efektywnymi kłamstwami.

Różne badania pokazały, że większość Amerykanów jest przekonana, iż liczba homoseksualistów jest znacznie większa, rzeczywista ich liczba. Badania Gallupa pokazują, że większość Amerykanów uważa, że 25% populacji jest homoseksualna. A wśród ogłupionych członków Generacji Y (tzw. Millenials – generacja następująca po Generacji X, tj. ludzie urodzeni w latach 1980 – 2000) ten wskaźnik nawet jest wyższy – uważają oni, że liczba homoseksualistów w populacji wynosi 30%.

 Ale nawet Kinsey, ze swoimi obalonymi 10% homoseksualistów w populacji, nie twierdził, że jest ich aż tak wielu.

 W rzeczywistości, według najlepszych badań E. Laumanna przeprowadzonych na Uniwersytecie w Chicago w 1994r., jak również według ostatnio przeprowadzonych badań przez  Centers for Disease Control (Centrum Kontroli Chorób) – prawdziwy obraz jest całkowicie odmienny.

Według Centers for Disease Control

http://www.cdc.gov/nchs/data/nhsr/nhsr077.pdf

jedynie mizerne 1,8% dorosłych mężczyzn i 1,4% dorosłych kobiet identyfikuje się z homoseksualizmem.  Oznacza to  zaledwie 2,1 mln. mężczyzn i 1,7 mln. kobiet. W sumie jest to mniej, niż połowa członków Kościoła Metodystycznego w USA.

 Ponieważ powszechnie wierzy się, że są oni “wszędzie”, pojawił się argument, że nastawienie do homoseksualizmu zmieniło się z powodu relacji, jakie wszyscy mają z homoseksualistami.

 Nawet pobieżne spojrzenia na liczby uświadomi nam, że musieliby to być bardzo pracowici homoseksualiści.

 Populacja dorosłych ludzi w USA liczy, z grubsza biorąc, 247 mln. osób.

Żeby  mit o tym, że to osobiste relacje tak radykalnie zmieniły opinię publiczną, był prawdziwy, musielibyśmy  założyć, że każdy z 3,8 mln. homoseksualistów dokonał coming-outu, chodzi ze sztandarem homoseksualizmu w dłoni i jest najlepszym kumplem 65 osób niehomoseksualnych osób. KAŻDY z nich.

 Więc – nie, założenie, że homoseksualiści są wszędzie nie jest po prostu prawdziwe. A większość Amerykanów nie ma znaczących relacji z homoseksualistami.

Czy homoseksualiści są tacy jak my? Z pewnością. Są dziećmi Bożymi, stworzonymi na Jego obraz i podobieństwo, zasługującymi na swoją ludzką godność. Ale w swoich wyborach, w swoich zainteresowaniach i zachowaniach, jak również w skutkach tych zainteresowań i zachowań, są zasadniczo inni.

 Robert Reilly napisał bardzo ważną książkę – “Making Gay Okay” ( „Mechanizmy oswajania homoseksualizmu. Jak racjonalizacja homoseksualnych zachowań zmienia świat” – tłum. tytułu moje) – w której zajął się m.in. podstawowym problemem, ignorowanym dotąd w publicznej debacie na temat małżeństwa. Debata ta skupia się przede wszystkim na tym, co jest dobre dla dziecka. Dzieci z pewnością zasługują na mamę i tatę. Więcej – istnieje podstawowe prawo człowieka do wiedzy o tym, kim są jego rodzice, chociaż śmierć i rozwód często pogwałcają to prawo. Ale my sami nie możemy rozmyślnie gwałcić tego prawa. Wszystko to prawda, jest to również bardzo efektywny argument.

 Jednak Reilly twierdzi, że nie można mówić o homoseksualizmie i zmianach, które on postuluje, bez mówienia o małym, brudnym sekrecie zwanym sodomią. I właśnie tu dochodzimy do zasadniczego problemu, którym homoseksualiści znacząco różnią się od całej reszty społeczeństwa.

 Akceptacja “małżeństwa” homoseksualnego jest milczącym przyzwoleniem, a nawet moralną akceptacją seksu analnego, cichym twierdzeniem, że seks analny nie tylko jest akceptowalny, lecz że jest porównywalny do aktu płciowego.

 Nie będę tu rozwodził się nad tym, jak wygląda ten niegodziwy akt, który jest powszechnie i prawie wyłącznie praktykowany przez homoseksualistów i “gwiazdy” porno. Badania pokazują, że nawet homoseksualiści zarażeni HIV wciąż szeroko stosują tę ohydną praktykę.

 Robert Oscar Lopez opublikował parę lat temu bloga na English Manif, w którym długo i szczegółowo opisuje makabryczne detale, które konieczne są podczas przygotowań do tego aktu. Nie chcielibyście wiedzieć jak to wygląda. Wystarczy pomyśleć, że odbyt  jest głównym kanałem ściekowym organizmu, jednak homoseksualiści chcą, żebyśmy uwierzyli, że używanie go dla seksualnej przyjemności jest dokładnie tym samym, co stosunek płciowy.

 A jakie są rezultaty takiej praktyki? Choroba i śmierć. Odbyt nie na to został stworzony. Nie jest przeznaczony do penetracji. Cienki nabłonek odbytu łatwo ulega uszkodzeniom  i dlatego staje się dogodną drogą nie tylko dla wirusa HIV, ale również dla wielu innych chorób. A jednak homoseksualiści chcą, by wszyscy wierzyli, że ta praktyka jest dokładnie tym samym, czym stosunek płciowy.

Praktyka sodomii doprowadziła do wciąż rozwijającej się pandemii AIDS. W USA kilka milionów homoseksualistów stanowi ogromną większość chorych na AIDS i zakażonych wirusem .  Homoseksualiści wciąż stanowią 62% nowych zakażeń HIV. Więcej niż 20% homoseksualistów, których spotkasz, jest zarażonych.

 Ale homoseksualiści nie chcą o tym rozmawiać. Próbują odwracać uwagę od problemu stosując zwyczajowe triki. Mówią o tym „seks gejowski jest paskudny”  i bagatelizują problem. Nie można na to pozwolić. Niech spróbują bronić seksu analnego. W niektórych publikacjach, włączając w to ubiegłoroczny New York Magazine, homoseksualiści zaczynają po trochu mówić o seksie analnym.

 Ale większość z nich nie chce rozmawiać o tym, czym w istocie jest seks analny, co się na niego składa i jak bardzo szkodliwe efekty są jego rezultatem.

 Inną sprawą, która różni nas zasadniczo od homoseksualistów jest ich pogarda dla wierności. Jednym z większych gejowskich kłamstw jest twierdzenie, że para homoseksualna żyje razem przez dekady i pozostaje sobie wierna. Jednak nawet to kłamstwo podważane jest przez samych homoseksualistów. Całkiem niedawno pewien gejowski autor na łamach „Daily Beast” stwierdził, że nie zna ani jednego związku homoseksualnego, który nie byłby „otwarty”.

http://www.thedailybeast.com/articles/2016/01/01/gay-open-marriages-need-to-come-out-of-the-closet.html?source=twitter_page&utm_campaign=trueAnthem%3A+Trending+Content&utm_content=56873ad904d30174d05eaaec&utm_medium=trueAnthem&utm_source=twitter&via=twitter_page

Badania to potwierdzają.

http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2906147/

Homoseksualiści nie są wierni i nie mają żadnych intencji, żeby być wiernymi.

 Z drugiej strony badania Gallupa pokazują, że aprobata w społeczeństwie dla seksu pozamałżeńskiego (tj. dla zdrady małżeńskiej) wynosi zaledwie 6% i osiągnęła najniższy punkt w ciągu ostatniej dekady.

 Ci, którzy walczą z pornografią, doświadczają trudności w mówieniu o tym, czemu się przeciwstawiają. Z pewnością nie mogą tego pokazywać. Dlatego w tej walce są w pewien sposób upośledzeni. Jednak, ponieważ przemysł porno jest wyjątkowo nikczemny i bezwzględny – nie muszą zabiegać o aprobatę społeczną.

 Na dokładnie te same ograniczenia skazani są ci, którzy walczą z radykalną propagandą gejowską. Nie można mówić dokładnie o tym, co geje tak naprawdę robią. To jest po prostu zbyt obrzydliwe. Nie można mówić o efektach, jakie są rezultatem takiego postępowania. W dodatku ci, którzy walczą z radykalnymi wpływami gejowskimi są ponadto jeszcze bardziej ograniczeni aprobatą, którą geje zdobyli dzięki kulturowym i politycznym graczom, nawet pośród tych, którzy walczą o tradycyjny model małżeństwa.

 Zarzutem, który można wysunąć przeciw argumentom “z obrzydliwości” czy argumentom krytycznym wobec zachowań homoseksualnych jest to, że takie argumenty nie wyglądają dobrze w sondażach. To może być prawdą, ale nie znaczy to, że argumenty te nie są efektywne. Negatywna reklama prawie zawsze działa. Co więcej, statystyki zazwyczaj pokazywały, że tracimy głosy na rzecz tradycyjnego małżeństwa, jednak w rzeczywistości prawie zawsze je wygrywamy. Statystyki prawie zawsze mylą się w tym temacie.

 Przy czym zgadzam się, że bardzo ważna jest kontynuacja argumentacji o prawach dzieci do ojca i matki. Również ważne jest, żeby kontynuować argumentację o naturze prawdziwego małżeństwa.  Ale najwyższy czas zacząć mówić proste i zwykłe prawdy o homoseksualizmie.

 Po pierwsze – homoseksualiści są maleńką mniejszością, jednym małym włoskiem na psim ogonie. Po drugie – nie są tacy jak my. Są zasadniczo różni, a te różnice wymagają publicznej dyskusji.

 Wszystko to wymaga sporej odwagi, a ci, którzy takie argument będą wysuwać stracą przyjaciół. Ale jeżeli kiedykolwiek uda się nam zmienić ten katastrofalny kurs, którym wszyscy podążamy – to tylko w ten sposób".

http://www.crisismagazine.com/2016/they-are-not-everywhere-they-are-not-like-us