Niejaki Szczurek wdrapał się z transparentem na Pomnik Ofiar Tragedii Smoleńskiej, żeby totalne media mogły uderzyć w rząd. Znana w kręgach KOD’u niejaka Ruda wydzierała się i szarpała z gośćmi na spotkaniach wyborczych Patryka Jakiego, co pozwoliło je skutecznie zakłócać. Niejaki Frasyniuk, znany właściciel firmy transportowej z Wrocławia, nakłamał próbującym go wylegitymować policjantom, i już można było ogłosić w Polsce dyktaturę i zamordyzm. Niestety, dziennikarzowi Diduszce nie udało się skutecznie zagrać trupa pod Sejmem, bo to byłby fake news na cały świat. Dziś żona tego medialnego cwaniaczka, radna warszawska, robi w niemieckich mediach dla tubylców za eksperta od pedofilii w Kościele.

 

„Musicie być głośni, musicie być widoczni, musicie być słyszalni, nawet jeśli jest was niewielu”- tego typu instrukcje dostają totalni aktywiści gdy ruszają w miasto. Skład jest zazwyczaj bardzo podobny bez względu na rodzaj manifestacji: Szczurek, pani Lodzia, Ruda z KOD, Trójząb, Mateusz od faktur, czy Farmazon, wspomagani przez grupkę podstarzałych demonstrantów doskonale pamiętających czasy PRL, PZPR i ZOMO. Tylko wtedy to nie oni byli w opozycji. Skuteczne, samobieżne grupki tych samych dywersantów pojawiają się tam gdzie można zakłócić uroczystości państwowe, miesięcznice smoleńskie, przejazdy na groby zmarłych, spotkania z wyborcami.

Nieliczne, ale wrzaskliwe, agresywne i bezczelne pikiety organizowane przy każdej niemal aktywności urzędników i polityków PiS mają stworzyć wrażenie nieustających, antyrządowych protestów. A że są zazwyczaj złożone z zawodowych prowokatorów i zadymiarzy, odnoszą skutek w postaci ostrych ripost posłów lub ministrów, czy zatrzymań przez policję, która wobec tych politycznych opryszków wykazuje się nadludzką cierpliwością.

Bojówkarzy totalna opozycja ma do dyspozycji wielu: w różnych grupach wiekowych, zawodowych i społecznych. Możemy tu wymienić zwarte oddziały „wściekłych profesorów” bezmyślnie atakujących rząd bod byle pretekstami; „nadzwyczajną kastę” sędziowską, której wysokiej rangi przedstawiciele mówią wprost, że „chcą zemsty” na PiS i nie kryją swojego politycznego zaangażowania- koszulki kon-sty-tu-cja to ich znak rozpoznawczy; mamy przedstawicieli kultury i sztuki, demonstrujących „żeby było tak jak było”, produkujących filmy i wystąpienia publiczne na polityczne zamówienie; czy przedstawicieli „zaprzyjaźnionych mediów”, wytwarzających pracowicie „fakty medialne”, newsy i fake newsy, którymi można codziennie uderzać w PiS. Są też bojówkarze międzynarodowi jak Frans Timmermans wspomagający znanego geja Biedronia na manifestacjach jego partii skleconej naprędce z reszek po Palikocie.

Nie mówiąc już o totalniackich politykach, nawołujących do „strząsania pisowskiej szarańczy”, „walenia dechą w łeb”, organizujących sejmowe pucze i rządowe przesilenia przynajmniej raz na kwartał. I to wszystko „bezkarnie”- jak mawiał pewien ksiądz- homoseksualista, gwiazda jednego sezonu lewackich mediów.

Paszkwilatnów i dyfamatorów jest wielu, a ich uderzenia są bardzo precyzyjne i niezwykle kosztowne polityczne. Tak jest w przypadku niejakiego Piątek ze jego legendami o ministrze Macierewiczu i premierze Morawieckim. Tak jest w przypadku reżysera Smarzowskiego z jego stronniczym „Klerem” wypuszczonym tuż przed wyborami samorządowymi w 2018 roku. Jest też redaktor Sekielski ze swoim od miesięcy zapowiadanym filmem o księżach-pedofilach (co najmniej dwóch), którzy okazali się tajnymi współpracownikami komunistycznej służby bezpieczeństwa, o czym wybitny dziennikarz zapomniał wspomnieć w swoim demaskatorskim filmie. Jeden z tych księży był osobistym kapelanem i spowiednikiem innego znanego kapusia- Bolka, któremu zdarzyło się być prezydentem RP.

Nie jest tajemnicą, że służba bezpieczeństwa delegowała do seminariów duchownych ludzi o skłonnościach homoseksualnych, czy prowokowała za pomocą posiadanej wśród księży agentury do seksualnych skandali i ekscesów. Cień padał na całe duchowieństwo i Kościół Katolicki. Jednak o tym redaktor Sekielski w swoim filmie nie mówi nic. "Tylko nie mów nikomu", Tomek.

Propaganda produkowana za relatywnie niewielkie pieniądze, jak wafelkowi faszyści z Wodzisławia Śląskiego za 20 tys. zł, jest niezwykle skuteczna i ma konkretne skutki politycznie. A bezkarność rozzuchwala.

Mając do dyspozycji cały aparat państwa, większość parlamentarną i prezydenta, wiedzę o przekrętach, nadużyciach i aferach polityków PO i PSL, PiS powinien rozjeżdżać medialnie totalną opozycję na miazgę. Jednak spirala bezkarności działa tu jak perpetuum mobile: sędziowie nie wsadzają aferałów do więzienia, bo reforma sądownictwa nie została ukończona. Aferałowie i zadymiarze czują się bezkarnie, wiedząc że zaprzyjaźnieni sędziowie nie zrobią im krzywdy, dlatego hasają sobie beztrosko i bezczelnie po ulicach, pod urzędami i na spotkaniach wyborczych, a w mediach robią za moralne autorytety albo mężów opatrznościowych Polski. Pani premier „na metr w głąb” Kopacz, za której rządów wyprzedawane były strategiczne spółki i strzelano do protestujących górników, której urzędnicy zachwalali kupowane od Niemców „czołgi Leonardy”, ministrowie wyposażali polską armię w tablice Mendelejewa, a Straż Graniczną w „samoloty bezgłowe”, występuje dziś w kampanii jako kandydatka do obrony polskich interesów w Parlamencie Europejskim.

Politycy PiS dali się zastraszyć i pozwolili narzucić sobie nieprzychylną, wrogą narrację, pod dyktando której wykonują kolejne posunięcia. Działają reaktywnie zamiast działać ofensywnie. W kampaniach wyborczych 2015 zarówno Prawo i Sprawiedliwość jak i Andrzej Duda mogli liczyć na szeregi zapalonych aktywistów, tak w internecie jak i na ulicach miast i miasteczek. Dziś politycy PiS studzą emocje, wyciszają co bardziej krewkich fighterów, np. prof. Krystyna Pawłowicz. Propagując politykę zgody i miłości pozwalają wchodzić sobie na głowę, pozostawiając niesmak i poczucie bezradności. Prezydent Duda, polityk z największym poparciem, nie dający szans w sondażach Donaldowi Tuskowi powinien być w obecnej kampanii wunderwaffe PiS, a jest praktycznie niewidoczny, jakby go w ogóle nie było.

Przez cztery lata PiS nie stworzył skutecznych narzędzi pozwalających prowadzić efektywną politykę informacyjną, ale też służących obronie przed atakami wewnętrznych i zewnętrznych dyfamatorów Polski. Przez prawie półtora roku nie powstała zapowiadana przez profesora Zybertowicza MaBeNa, czyli Maszyna Bezpieczeństwa Narracyjnego. Informacje o reformach gospodarczych i społecznych są skutecznie przykrywane przez sensacje obyczajowe i fake newsy polityczne.

Dziś doszło do tego, że każdy, nawet najmniejszy ale zdecydowany krok polskiego rządu wzbudza niemal histeryczny aplauz po prawej stronie sceny politycznej. Tak jest chociażby w przypadku odwołania przez MSZ planowanej na poniedziałek oficjalnej wizyty delegacji izraelskiej, która miała domagać się od Polski realizacji roszczeń z amerykańskiej ustawy S447 na kwotę ponad 300 miliardów dolarów. Z punktu widzenia interesów państwa polskiego było to posunięcie oczywiste i zasadne, jednak wśród komentatorów zostało odczytywane jako czyn niemal heroiczny.

Liderzy Prawa i Sprawiedliwości zdają się zapominać, że polityka to przede wszystkim emocje- zwłaszcza w okresie przedwyborczym. To nie tylko sukcesy gospodarcze, programy społeczne, reformy czy bezpieczeństwo energetyczne państwa, kreowane zza biurek, w wygodnych fotelach zacisznych gabinetów. Wiedzą o tym cwani PR-owcy króla Europy, który bezsprzecznym sukcesom gospodarczym rządów dobrej zmiany przeciwstawia uśmiech w europejskim stylu. Idiotyzm? Oczywiście! Z tym, że jest to idiotyzm niezwykle skuteczny. Kupią go bez reszty zarówno postępowi mieszkańcy Miasteczka Wilanów, młodzi- dynamiczni z małych miast pozujący na nowoczesnych Europejczyków, oraz tęczowi rolnicy Kosiniaka-Kamysza spod znaku PSL’u.

SAD