"Jestem przekonany, że te dokumenty są autentyczne. Tej liczby i takiej treści nie da się sfałszować po latach" - mówi prof. Andrzej Friszke w rozmowie z "Super Expressem". Friszke to historyk bardzo ceniący Wałęsę i broniący go przed oszczerstwami. Przyznaje jednak, że dokumenty są dla Wałęsy jednoznaczne.

 

Friszke nie chce w związku z Wałęsą ustawiać się po żadnej ze stron sporu politycznego. "W sprawach takich jak Wałęsy nie ma prostych odpowiedzi, a media wytrenowały oczekiwanie prostych, jednozdaniowych odpowiedzi. Obie strony czują dyskomfort, że tej historii nie da się tak opowiedzie" - mówi.

Przyznaje też, że książka Cenckiewicza i Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa" jawi się w świetle dokumentów jako zasadniczo prawdziwa, choć Friszke zupełnie inaczej rozłożyłby akcenty. Profesor dodaje też, że nieprawdziwy jest opis zakończenia współpracy Wałęsy z SB. 

Historyk pytany o to, że Wałęsa usuwał dokumenty o sobie, odparł: "Tego nie da się obronić. W perspektywie tego, co dzieje się dziś, Wałęsa więcej sobie tym zaszkodził, niż pomógł. Próbował usunąć dokumenty i takiego krętactwa rozgrzeszyć się nie da".

Pytany o spórr Wałęsy z Walentynowicz oraz Wyszkowskim mówił, że rzeczywiście Wałęsa zachowywał się niegodnie, oskarżajac ich w sądzie za to, że mówili prawdę o jego współpracy z SB. "To był odruch zaprzeczania faktom, które mogły go zniszczyć. Nie będę go usprawiedliwiał" - powiedział Friszke. Dodał jednak, że oboje potrafili też rozpowszechniać o Wałęsie "bujdy".

Czy Wałęsa komuś zaszkodził? "Niestety, przynajmniej kilku osobom tak. Trzeba jasno powiedzieć, że miał zły okres, o wiele bardziej obfity w donosy, niż sądziłem wcześniej" - mówi Friszke.

wbw/SE.pl