Ukraina jest zbyt duża, a Stany Zjednoczone są za daleko, żeby angażować się na jej terytorium. Musi więc pojawić się jakaś inna struktura, która pozwalałaby je zabezpieczyć. Taką siłą mógłby być system regionalnych sojuszy, na czele którego stanęłaby Polska – z George'em Friedmanem, założycielem i dyrektorem generalnym amerykańskiego ośrodka badawczego Stratfor, rozmawia Michał Rachoń

W swojej książce „Następna dekada” pisze Pan o strategicznym znaczeniu sojuszu USA z Polską. Jakie jest znaczenie tego sojuszu z perspektywy USA?
Stany Zjednoczone mają klarowną strategię: nie pozwolić na to, by zjednoczona Europa była zdominowana przez hegemona. Oczywiście największym niebezpieczeństwem dla USA od lat jest sojusz Rosji z Niemcami. Potwierdzają to przykłady z historii. Niedopuszczenie do rosyjsko-niemieckiego kondominium w Europie jest elementem łączącym Polskę i Stany Zjednoczone.

Dlaczego zatem w Polsce nie powstała tarcza antyrakietowa?
Bo tarcza nikogo przed niczym by nie uchroniła. Jeśli Iran wreszcie wytworzyłby broń jądrową, to nie użyłby jej przeciwko Warszawie. Natomiast gdyby Rosja zdecydowała się zaatakować Polskę bronią rakietową – systemy tarczy nie będą w stanie przeciwdziałać takiemu atakowi. Obecnie Polska nie potrzebuje strategicznej broni rakietowej. Potrzebuje wparcia o charakterze konwencjonalnym. Czyli czołgów, helikopterów i żołnierzy, aby stawić czoło problemowi, który może nadejść z jej wschodniej granicy. Mówienie o tarczy miało tylko charakter symboliczny, miało świadczyć o „symbolicznym zaangażowaniu” USA w Polsce. Realne wparcie Waszyngtonu zaś widzą Państwo dopiero teraz.

Stratfor pisał kilka tygodni temu o powrocie Waszyngtonu do strategii z czasu zimnej wojny. Na początku roku gen. Frederick Hodges, dowódca wojsk USA w Europie, odwiedził kilka miejsc na naszym kontynencie, aby wybrać lokalizację dla wojsk amerykańskich. Jaka jest różnica między projektem tarczy a rozlokowaniem sił konwencjonalnych, które teraz widzimy?
Temat Ukrainy ma znaczenie fundamentalne dla Rosji. To strefa buforowa i nie można tego po prostu zignorować. Ani Stany Zjednoczone, ani Polska nie są w stanie walczyć z Rosją na Ukrainie. Można więc działać innymi środkami. Jeśli Rosja miałaby przywrócić sobie status siły globalnej (cały czas mówimy „jeśli”), to gdzie byłaby granica, na której musiałaby zostać zatrzymana? Na granicy z Polską na zachodzie i na Morzu Czarnym na południu. To na tej linii koncentrują się USA. Ukraina jest zbyt duża, a Stany Zjednoczone są za daleko, żeby angażować się na jej terenie. Musi więc pojawić się jakaś inna struktura, która pozwalałaby zabezpieczyć ten teren. Taką siłą mógłby być system regionalnych sojuszy, na którego czele mogłaby stanąć Polska.

We wtorek w Polsce wspominano 80. rocznicę śmierci Józefa Piłsudskiego, twórcy polskiej niepodległości, który starał się wprowadzić w życie koncepcję Międzymorza, sojuszu opartego na współpracy państw w regionie, o którym mówimy. Czy ta koncepcja ma ciągle rację bytu?
Ta koncepcja ciągle ma zastosowanie. Proszę zwrócić uwagę, że kiedy Związek Radziecki upadł, po raz kolejny powróciliśmy do używania pojęcia „Europa Wschodnia”. Niemcy i Europa Zachodnia niespecjalnie były w to zaangażowane i nie bardzo chciały bronić tej granicy. Ale od setek lat to jest punkt zapalny między narodami w tej części świata. Piłsudski to wiedział już po I wojnie światowej. Więc powiedział: „Nie możemy polegać na Rosji. Nie możemy polegać na Niemczech, musimy polegać na samych sobie”. Postanowił stworzyć system bezpieczeństwa rozpościerający się między Bałtykiem a Morzem Czarnym od Polski do Bułgarii, a może nawet Turcji. Jednak problem, który teraz ma Polska, to to, że inne państwa europejskie, jak na przykład Hiszpania, nie są w ogóle tym problemem zainteresowane. Niemcy nie chcą kolejnego konfliktu w stylu zimnej wojny, chcą dobrych stosunków z Rosją. Nie wiemy, jak silna stanie się Rosja w najbliższych latach, jednak musimy się szykować na czarny scenariusz, bo w tej części świata to właśnie takie scenariusze się sprawdzają. Taka struktura sojuszu ze strefą buforową oddzielającą Zachód od Wschodu musi mieć zdolności obronne. USA starają się dzisiaj zwrócić uwagę na dwa aspekty tej sytuacji. Po pierwsze, podstawowa odpowiedzialność za bezpieczeństwo Polski spoczywa na polskich barkach. Po drugie, USA przygotowane są do działania jako gwarant w ramach systemu sojuszniczego. Nie mówimy o NATO, mówimy o nowym systemie, który tworzy się w tej chwili na naszych oczach między innymi w Rumunii czy w Polsce.

Cały Wywiad ukazał się w "Gazeta Polska Codziennie"