Francuzi wychodzą z założenia, że sprzedawanie Rosji broni ofensywnej nie jest niczym haniebnym. Teraz jeden z ekspertów wojskowych przekonuje, że wzmocnienie działań NATO na Wschodzie, to prowokacja wobec Rosji.
Gen. Jean-Claude Allard uważa, że te działania nie mają sensu, bo „wojska NATO nie wkroczą na terytorium Ukrainy”. – Ukraina nie wejdzie do Sojuszu w najbliższej przyszłości. Wobec takiej sytuacji wyjściowej 15 milionów euro wsparcia dla ukraińskiego wojska czy też oficjalne deklaracje potępiające działania Rosji w konflikcie na Ukrainie wydają się marnym pocieszeniem dla Kijowa – mówi.
Jego zdaniem „wszelka interwencja w tym regionie wykraczałaby poza uprawnienia Sojuszu”. – Byłaby sprzeczna z prawem międzynarodowym, gdyż według art. 1 Traktatu Waszyngtońskiego użycie siły poza terytorium państw członkowskich NATO może nastąpić jedynie za zgodą i odpowiednią rezolucją ONZ – podkreśla generał.
Dodaje, że „nawet gdyby projekt podobnej rezolucji istniał, nie miałby szansy przejść, gdyż musiałby zostać przegłosowany przez wszystkich członków Rady Bezpieczeństwa, w tym Rosję”.
Dalej mówi, że decyzje związane z reaktywowaniem natowskich sił szybkiego reagowania i wzmocnieniem obecności Sojuszu na tzw. wschodniej flance, „są poważnym ostrzeżeniem dla Rosji”.
– Jeśli NATO przewiduje budowę przy swoich granicach baz do składowania broni i sprzętu, umacnia swoją obecność wojskową na ziemi i w powietrzu, to trudno tego nie interpretować jako prowokacji wobec potencjalnego agresora, a w tym wypadku Rosji. Tego typu decyzje na pewno nie sprzyjają osłabieniu napięcia międzynarodowego –
uważa Allard. Dodaje, że „nikomu nie zależy na eskalacji konfliktu”.
– Putin wie doskonale, że dla gospodarczego rozwoju Rosji nie może kontynuować polityki, która prowadzi jedynie do sankcji wobec rosyjskich przedsiębiorców. Wydaje się, że z obecnym zawieszeniem broni na Ukrainie, do którego Putin z pewnością znacząco się przyczynił, Rosja idzie w dobrym kierunku – twierdzi francuski ekspert.
Ra/RP.pl