Tomasz Lis próbuje ratować twarz po ewidentnej wpadce, jaką było wypominanie Andrzejowi Dudzie teścia Żyda. Twierdzi, że jest filosemitą. Może i jest, choć w jego publicystyce trudno coś takiego zauważyć. Mniejsza zresztą o sympatie i antypatie naczelnego „Newsweeka”. Ciekawe jest to, że pisząc o teściu Andrzeja Dudy niechcący pokazał, jak anachroniczny jest stereotyp sympatyzującej z Żydami lewicy i nie lubiącej ich prawicy.

Można się zastanawiać, czy kilkadziesiąt lat temu taki stereotyp miał jakieś uzasadnienie. Pewne argumenty na jego rzecz by się znalazły, ale zdarzali się przecież i polscy nacjonaliści z narażeniem życia ukrywający Żydów przed Niemcami czy rozkręcający antysemicką nagonkę działacze ugrupowania, które z całą pewnością nie nazywało się Katolicka Partia Narodu Polskiego. Pewne jest, że dzisiaj podział ten ma się kompletnie nijak do rzeczywistości. Sympatia Lecha Kaczyńskiego do Żydów jakoś nie spłoszyła jego prawicowych wyborców. Państwo Izrael jest znienawidzone przez światową lewicę, nie przez prawicę. To lewica potępia premiera tego kraju, Benjamina Netanjahu, który opowiada się za twardymi działaniami wobec Palestyńczyków. Amerykańscy Republikanie niedawno witali go entuzjastycznie w USA, a potem gratulowali mu zwycięstwa wyborczego. Lewica sympatyzuje także z europejskimi Arabami, którzy Żydów nienawidzą (we Francji z powodu zagrożenia wiele osób pochodzenia żydowskiego Żydów opuszcza kraj). Obyczajowa lewica nie ma powodów, żeby lubić wyznawców religii mojżeszowej.

Lewica ekonomiczna za absolutnego wroga uznaje międzynarodową finansjerę, a stąd do tropienia żydowskich bankierów naprawdę blisko.

To, co napisano w „Newsweeku” nie wynika z antysemityzmu Tomasza Lisa. Myślę, że redaktor traktuje temat instrumentalnie - najwyraźniej był pewny, że jeśli skojarzy Dudę z Żydami, to pisowskie ksenofoby od Dudy uciekną z krzykiem. Zawiódł się.

Jakub Jałowiczor