„Ministra to forma błędna, to wręcz gwałt na języku!” - mówiła w rozmowie z Agnieszką Kublik na stronach „Gazety Wyborczej”, dr Katarzyna Kłosińska, sekretarz Rady Języka Polskiego. Po tym wywiadzie do Agnieszki Kublik napisała sama wicemarszałkini Sejmu Wanda Nowicka, która jak widać zna się nie tylko na aborcji.


„Piszę do Pani jako filolożka klasyczna w reakcji na dzisiejszą rozmowę Pani Redaktorki z dr Katarzyną Kłosińską. Pani Kłosińska, rozważając, która forma żeńska od słowa minister byłaby prawidłowa, kategorycznie odrzuciła używanie formy ministra jako niepoprawnej językowo. Za właściwą uznała formę ministerka” - pisze Nowicka. „Chciałam zwrócić uwagę na to, że słowo minister pochodzi z języka łacińskiego i w swojej oryginalnej formie zostało przyswojone przez polszczyznę. Jednocześnie w łacinie istnieje słowo ministra, które jest żeńskim odpowiednikiem słowa minister. W związku z tym, jak najbardziej logiczne i poprawne jest sięganie po tę istniejącą w łacinie formę żeńską”- kontynuuje wicemarszałek Sejmu w spódnicy.

„Język jest strukturą stale rozwijającą się i dostosowuje się do aktualnych potrzeb. Z tej racji, że coraz więcej kobiet uczestniczy w życiu publicznym, istnieje potrzeba wypracowania żeńskich form dla nazwania piastowanych przez kobiety urzędów, funkcji i stanowisk. Oczywiście, nie można wykluczyć, że praktyka językowa zdecyduje o wyborze innej formy żeńskiej dla słowa minister, np. ministerka. Tym niemniej forma ministra jest w pełni poprawna i popieram Ministrę Muchę, że wybrała ten wariant. Przy tej okazji przypominam, ze słowo minister w łacinie znaczy: sługa, wykonawca. Informację te dedykuję wszystkim ministrom obecnego rządu” - dodaje Nowiska, która przy okazji podpisuje się jako „Filolożka klasyczna Wicemarszałkini Sejmu RP”.

 

Nie od dziś wiadomo, że aby dokonać pierekowki dusz narodu (syn pani filolożki wie co to oznacza zapewne), trzeba najpierw zmienić jego język. „Język jest strukturą stale rozwijającą się i dostosowuje się do aktualnych potrzeb” - mówi pani polityczka i wicemarszałkini Sejmu RP, mając pewnie na myśli wszystkie językowe potworki, które „dla aktualnych potrzeb” odczłowieczyły ludzi, dokonały zmiany płci i na nowo zdefiniowały czym jest małżeństwo. Te same metody mają również pomóc w feministycznym marszu przez instytucje, który obecnie obserwujemy w Polsce. Jest coraz bardziej zabawnie. Jestem ciekaw jak będą brzmiały inne zawody, które na mocy parytetów powinny być wykonywane przez kobiety. Dostąpimy zaszczytu używania takich nazw jak: górniczki, śmieciarki czy hutniczki? Brzmi zachęcająco?

 

Łukasz Adamski