Federa próbuje wmówić nam, że zabijanie bardzo małych dzieci to nie zabijanie. Krystyna Kacpura, dyrektorka tej feministycznej organizacji w groteskowym wywiadzie dla wyborcza.pl stwierdza, że tzw. "pigułka po" nie działa wczesnoaborcyjnie, choć potrzebna jest kobiecie, która "nie jest pewna czy zaszła w ciążę".

"Tabletka antykoncepcyjna wykazuje wielokierunkowe działanie. Mechanizm (...) polega na: (...) wpływie (progestagenów) na ruchliwość macicy i perylstatykę jajowodów co utrudnia transport plemników i zapłodnionej komórki jajowej, zahamowaniu rozwoju błony śluzowej macicy, (...) co uniemożliwia implantację."

Jak widać, nawet tzw. standardowa tabletka antykoncepcyjna może powodować uśmiercanie dzieci w ich najwcześniejszym stadium rozwoju. "Zapłodniona komórka jajowa" to w zwyczajnym języku po prostu kilkudniowe dziecko, które około 7 dnia swojego życia zaczyna wszczepiać się (implantacja) w błonę śluzową macicy swojej mamy. Tzw. "pigułka po", która zawiera tych hormonów dużo więcej, jest skonstruowana typowo po to, by zwiększyć prawdopodobieństwo zabicia dziecka.

Nic więc dziwnego, że Federa pisząc do krajowego konsultanta w dziedzinie ginekologii i położnictwa, że "lekarze są niedoinformowani" została odesłana z kwitkiem. Lekarze bowiem bardzo dobrze wiedzą, że "pigułka po" zabija. Kacpura jednak twierdzi, że "po to wynaleziono taką tabletkę, aby kobieta mogła zdecydować (...)". O czym? O tym, czy zabić swoje dziecko.

Aleksandra Musiał/Stopaborcji.pl