Druga tura wyborów szefów regionów zakończyła się dla reżimu wizerunkową katastrofą. W dwóch przypadkach przegrali urzędujący gubernatorzy z Jednej Rosji. W jednym regionie urzędujący gubernator partii rządzącej wycofał się – i dogrywka nastąpi później. Ale największa awantura wybuchła w Kraju Primorskim, gdzie ogłoszono minimalne zwycięstwo urzędującego gubernatora, ale fałszerstwo było tak oczywiste, a protesty opozycji silne, że władza zdecydowała o powtórzeniu głosowania.

Jeszcze 11 września Andrieja Tarasenkę przyjął na Kremlu sam prezydent. Trudno o mocniejsze wyrażenie poparcia reżimu dla gubernatora z Jednej Rosji. Ale nawet to nie pomogło, a Putin naraził na szwank swój wizerunek. Jeszcze w wieczór wyborczy, po przeliczeniu 99 proc. głosów, komunista Andriej Iszczenko był o ponad 2 punkty procentowe przed Tarasenką. Ale w poniedziałek rano komisja wyborcza ogłosiła, że to Tarasenko wygrał – o nieco ponad punkt procentowy. Co by oznaczało, że niemal każdy z liczonych na końcu 20 000 głosów padł na gubernatora… Tak grubego fałszerstwa nie da się zrobić nawet w Rosji. Tym bardziej, że zwolennicy Iszczenki wyszli na ulice. Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła, że wybory w Kraju Primorskim zostaną powtórzone „z powodu licznych nieprawidłowości”. Nie wskazano, że to Tarasenko fałszował i nie zlecono chociażby ponownego przeliczenia głosów. Obóz rządzący będzie chciał grać na czas.

Kreml poniósł porażkę także w trzech pozostałych obwodach, gdzie odbywała się 2. tura. W obwodzie włodzimierskim gubernator (od 2013) Swietłana Orłowa przegrała z Władimirem Sypiaginem z LDPR. Popełniła katastrofalny błąd: publicznie poparła planowane przez rząd podniesienie wieku emerytalnego. Nie zrobił tego gubernator Wiaczesław Szport, także reprezentujący rządzącą partię Jedna Rosja, ale też poniósł klęskę w starciu z innym kandydatem partii Władimira Żyrinowskiego, Siergiejem Furgałem. W Chakasji zaś dogrywki nie było, bo w ostatniej chwili wycofał się kandydat Jednej Rosji, p.o. gubernatora Wiktor Zimin. Druga tura odbędzie się więc 7 października, a zmierzą się rywale z partii komunistycznej i lewicowej Sprawiedliwej Rosji. W trzech regionach Rosji, w których wybory gubernatora wygrali kandydaci parlamentarnej opozycji (Chabarowsk, Włodzimierz, Chakasja) Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej i populistyczno-nacjonalistyczna Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji utworzą koalicyjne rządy.

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, pytany o wyniki wyborów w obwodzie włodzimierskim i w Kraju Chabarowskim, podkreślił, że „rzeczywiście jest tam element zaskoczenia”. Niewątpliwie największy wpływ na wyniki ma niezadowolenie społeczne w związku z planem podwyższenia wieku emerytalnego. Ale też nie można zapominać o bardziej trwałym trendzie, widocznym także w ostatnich wyborach parlamentarnych: rządząca Jedna Rosja i prezydent Putin mają coraz niższe poparcie właśnie za Uralem, we wschodniej części kraju. Za wcześnie jednak, by ogłaszać jakieś poważne problemy rządzącej ekipy. Sytuacja wciąż pozostaje pod kontrolą, a nawet być może jest to realizacja jakiegoś szerszego planu politycznego. Jedna Rosja traci bowiem lokalnie władzę na rzecz opozycji, która jest nią tylko pozornie. Jeszcze niedawno mówiło się, że zasiadające w Dumie trzy partie tzw. systemowej opozycji (komuniści, LDPR Żyrinowskiego, Sprawiedliwa Rosja) powoli się kończą. I oto okazuje się, że znów są przydatne Kremlowi, służąc za swego rodzaju wentyl bezpieczeństwa. Skoro niezadowoleni z reformy emerytalnej Rosjanie nie chcą głosować na partię władzy, to niech głosują na „opozycję”. Ale nie opozycję prawdziwą, bo taką reżim tłamsi (vide ponowne wsadzenie Aleksieja Nawalnego za kratki natychmiast po odbyciu poprzedniej kary).

dam/Warsaw Institute