Komunizm i nazizm obróciły Europę w perzynę, powodując dziesiątki milionów ofiar. To były tylko idee, totalitarne idee, wzorowane na religiach, obiecujące zbawienie ludzkości i nakazujące jednolitość myśli i zachowań.

Andrzej Koraszewski

(Artykuł pochodzi z serwisu Euroislam.pl)

Obiecywały również pokój, po zwycięstwie, po nawróceniu wszystkich na jednolitą wiarę i po wyeliminowaniu tych, którzy sprzeciwiali się pokojowi. Dziś po raz kolejny totalitarna idea rzuca światu rękawicę. Nazywa się religią pokoju. Maszeruje pod hasłem: śmierć Ameryce, śmierć Izraelowi, zdobędziemy Rzym.

Dysydenci z muzułmańskiego świata przekonują, że upadek Państwa Islamskiego nie zakończy problemu islamskiego terroryzmu, że problemem jest idea islamu jako totalitarnej ideologii głoszącej swoją moralną wyższość i zmierzającej do podboju świata. Ci dysydenci z muzułmańskiego świata nie obawiają się używania pojęcia „islamofaszyzm”.

Czy termin „islamofaszyzm” jest uprawniony i na ile jest on uzasadniony? Islam nie ma swojego Watykanu ani papieża, jest religią podzieloną na mnóstwo sekt. Główny podział jest między sunnitami i szyitami, a ponieważ szyityzm wywodzi się z Persji, więc ten podział jest również religijną podkładką etnicznego konfliktu między Arabami i Persami. Podziały religijne są przyczyną (krwawych) konfliktów, którym towarzyszą poszukiwania jedności, nadzieje na odzyskanie utraconej świetności i na podbój świata.

Wraz z upadkiem imperium osmańskiego zaczęła się islamska wielka smuta i poszukiwanie drogi do odzyskania swojego miejsca w świecie. W latach dwudziestych taką propozycję przedstawił Hassan al-Banna, Egipcjanin, twórca Bractwa Muzułmańskiego, bacznie śledzący rodzenie się totalitaryzmów europejskich. Pisma tego „uczonego” czerpały obficie zarówno z faszyzmu włoskiego, jak i niemieckiego, al-Banna był założycielem egipskich „zielonych koszul”, ale przede wszystkim pisarzem, publicystą i twórcą ruchu łączącego dziś niemal wszystkie odłamy wojującego islamu.

Związki radykalnego islamu z niemieckimi nacjonalistami są jednak wcześniejsze, gdyż zaczęły się jeszcze przed pierwszą wojną światową, gdy politycy niemieccy poszukiwali sojuszników do walki z Wielką Brytanią (ukuto nawet specjalny termin: Revolutionierungspolitik, który odnosił się tak do Rosji, jak i do Turcji i Egiptu).

Oczywiście po objęciu władzy przez Hitlera polityka budowania sojuszu z krajami muzułmańskimi była nie tylko kontynuowana, ale stanowiła jeden z ważnych elementów niemieckiego aparatu propagandy. Obiektem tej propagandy było nie tylko Bractwo Muzułmańskie, ale istniejąca w kilku krajach partia Baas (w późniejszym okresie flirtująca z komunizmem), grupy szyickie w Iranie i oczywiście politycy tureccy. Politykiem, który najżywiej współdziałał z niemieckim aparatem propagandy był wielki mufti Jerozolimy, Haj Amin al-Husseini, który tak podsumowywał to, co łączy islam z faszyzmem:

1/ monoteizm, który odpowiada nazistowskiej zasadzie wodzostwa,
2/ wspólne poczucie posłuszeństwa i dyscypliny,
3/ wspólna cześć dla walki i honoru śmierci w walce,
4/ podzielana cześć dla wspólnoty i wyższości wspólnoty nad jednostką,
5/ podzielany szacunek dla ojczyzny i odrzucenie aborcji,
6/ podzielana gloryfikacja pracy i twórczości,
7/ podzielana teoria na temat Żydów. (To ostatnie było dla niego szczególnie ważne.)

Mufti, bliski przyjaciel al-Banny, szukał natchnienia w faszyzmie, ale jego celem było ostateczne zwycięstwo islamu. W dzisiejszej doktrynie Bractwa Muzułmańskiego i jego odłamów nic z tamtych założeń nie zostało odrzucone. Bractwo Muzułmańskie jest obecne we wszystkich krajach muzułmańskich. Jego ideologów znajdujemy zarówno w Arabii Saudyjskiej, jak i w skłóconym z nią Iranie. Hamas, al-Kaida to odłamy Bractwa Muzułmańskiego (Państwo Islamskie wyrosło z al-Kaidy). Rządząca w Turcji partia Sprawiedliwości i Rozwoju jest związana z Bractwem Muzułmańskim. Żeby było zabawniej, mieszkający na Zachodzie, uwielbiany przez zachodnią lewicę Tariq Ramadan, to wnuk al-Banny, który zajmuje się głównie propagowaniem jego idei.

Dla tego radykalnego islamu nadal inspiracją jest Mein Kampf i Protokoły mędrców Syjonu, które to książki sprzedają się w krajach muzułmańskich w wielomilionowych nakładach.
Islamofaszyzm ma wielu przeciwników zarówno wśród świeckich mieszkańców krajów muzułmańskich, marzących o demokracji, jak i wśród nielicznych liberalnych duchownych, szukających drogi do bardziej liberalnego islamu, dającego się pogodzić z nowoczesnością, a wreszcie wśród tzw. szarych ludzi, zmęczonych terrorem radykałów.

W przededniu bitwy o Mosul, bitwy, która może radykalnie przybliżyć zakończenie istnienia Państwa Islamskiego jako jednostki terytorialnej, amerykański sekretarz stanu, John Kerry, wezwał dziennikarzy i polityków, by nie nazywali Państwa Islamskiego Państwem Islamskim. Nazywajcie ich grupą najbardziej niegrzecznych chłopców na świecie. (O.K. złośliwie przekręciłem, czołowy przedstawiciel czołowego mocarstwa świata zaproponował nazywanie Islamskiego Państwa „the world’s most evil terrorist group”). Dziennikarze nie byli nawet zdziwieni. Słyszą to wezwanie od lat, najpierw prezydent Obama, który na prośbę swojego przyjaciela, prezydenta Erdogana, przestał używać nazwy Państwo Islamskie i zaczął używać arabskiego akronimu DAESH, w którym odniesienie do islamu jest dla zachodniego ucha ukryte, potem poszli tym śladem inni.

Stany Zjednoczone w koalicji z sześćdziesięcioma innym krajami walczą z grupą najbardziej niegrzecznych chłopców na świecie. Ci niegrzeczni chłopcy nie mają nic wspólnego z islamem. Nie wolno ich nazywać muzułmanami, ani wspominać religii, ani nazywać ich państwem. To nie jest ani państwo, ani islamskie – podkreślał bardzo stanowczym tonem John Kerry, z trudem powstrzymując się przed tupaniem nóżką.

Mogłoby się zdawać, że ten infantylizm polityka powinien wzbudzać salwy śmiechu i głosy oburzenia w obliczu traktowania dorosłych ludzi jak idiotów. Nic z tych rzeczy. Oburzenie i kpiny pojawiają się na niszowych stronach. Główne media czasem ignorują te zalecenia, czasem posłusznie uciekają od nazwy Państwo Islamskie. Oczywiście o tym, że są dwa Państwa Islamskie, raczej się nie wspomina. Islamska Republika Iranu ma wiele podobnych cech do Państwa Islamskiego. Jest również teokracją, głosi również otwarcie zamiar nawrócenia świata na islam, również uważa Amerykę za Wielkiego Szatana i podobnie jak John Kerry nie uważa Państwa Islamskiego za państwo islamskie, a jego ludzi za muzułmanów.

Władcy Arabii Saudyjskiej są głęboko przekonani, że Państwo Islamskie jest bardziej islamskie niż Islamska Republika Iranu i że ta ostatnia wymagałaby reislamizacji. Zgadzają się z Kerrym, że to (sunnickie) Państwo Islamskie to grupa najniegrzeczniejszych na świecie chłopców, ale wolą unikać roztrząsania, czy to Państwo Islamskie ma coś wspólnego z islamem, czy nie, kto finansował al-Kaidę oraz na jakich świętych tekstach oparta jest działalność Państwa Islamskiego.

W Arabii Saudyjskiej obcinają głowy za bluźnierstwo, ręce za kradzież, chłoszczą i kamienują zgodnie z nakazami świętych tekstów, tych samych świętych tekstów, na które powołują się władcy Państwa Islamskiego. Można się zastanawiać, dlaczego Saudyjczycy nie kochają Państwa Islamskiego i traktują je jak wyrodne dziecko (to pewnie dlatego, że Państwo Islamskie nie szanuje władców Arabii Saudyjskiej, więc jest to rodzaj bluźnierstwa, który wymaga ostrego, islamskiego topora).

Islamska Republika Turecka od 1928 roku formalnie nie nosi w swojej nazwie słowa „islamska”, ale prezydent Obama nie wahał się nazwać Turcji „wielką islamską demokracją”, z czego możemy wnosić, że mówienie o Turcji, że jest państwem islamskim, jest dozwolone. Od pewnego czasu dość wyraźnie widać, że prezydent Erdogan i jego ludzie zmierzają do odbudowy imperium osmańskiego. Bractwo Muzułmańskie rozpoczynało swoją działalność zapowiadając wskrzeszenie kalifatu, Turcją rządzi partia związana z Bractwem Muzułmańskim i patrzy niechętnie na samozwańczy kalifat Państwa Islamskiego.

Słowo „samozwańczy” w odniesieniu do tego kalifatu pojawiło się nawet w polskich mediach, chociaż nikt nie sili się na jakiekolwiek próby odpowiedzi na pytanie, kiedy kalif byłby przez Zachód uznany za legalnego kalifa. John Kerry nie daje nam tu wyraźnych wskazówek, ale wiele wskazuje na to, że wymagałoby to decyzji Rady Bezpieczeństwa ONZ.

Chwilowo Erdogan nie ogłosił się jeszcze kalifem, a irański Największy Prawoznawca czeka na ujawnienie się ukrytego imama. Tak, czy inaczej, mimo głębokich, a raczej morderczych podziałów między wyznawcami idei, że islam musi opanować świat, wysiłki na rzecz wychowania prawdziwych muzułmanów są równie wielkie we wszystkich Państwach Islamskich.

Zauważanie tego faktu byłoby równie nietaktowne, jak nazywanie Państwa Islamskiego Państwem Islamskim.

Watykan stanowczo odradza pozwalanie dzieciom na czytanie „Harrego Pottera”, bo mogłyby się dowiedzieć, że Sam-Wiesz-Kto to Voldemort. Orwell wyszedł z mody. Godzimy się z powszechnym infantylizmem i mamy nadzieję, że grupa najniegrzeczniejszych chłopców na świecie niebawem zniknie i wszystko będzie pięknie jak w bajce.

Dysydenci z muzułmańskiego świata są nieco bardziej pesymistyczni w tej kwestii. Nikt ich jednak nie słucha.

emde/Euroislam.pl