Jej przeprosiny jak i ubolewanie szefa polskiej policji Działoszyńskiego są tylko rytualną zasłoną dokonanego przez nich bezprawia. Do jego egzekucji wprzęgnięty został sąd. Akcja załamała się na skutek oporu opinii.  

Dla każdego, kto choć liznął zasady funkcjonowania policji wie dobrze, że zwykli funkcjonariusze, którzy brali udział w akcji opróżniania okupowanych sal PKW, nie mogli sami zdecydować, czy jakieś osoby przewieźć do komisariatu. Musieli takie polecenie dostać od swego dowódcy. Ten też działał w wyniku jakiejś sugestii z „góry”. Idąc tym tropem błyskawicznie dotrzemy najpierw do komendanta głównego policji, a następnie do minister Piotrowskiej. Dlaczego? Gdyż okupacja nosiła wszelkie znamiona protestu politycznego przeciwko zdegenerowanemu państwu, zaś PKW w tym momencie stanowiła jego ważny filar. Demonstracja, z udziałem kilku znanych publicznie osób, o kilku godzinach zdążyła zyskać już  w mediach ogromny rozgłos. Sprawa stała się niezwykle kłopotliwa dla władzy. Dlatego o strategicznych posunięciach musiały decydować najwyższe czynniki, z których do tej pory wymieniłam dwa. Wprawdzie Pałac Prezydencki przeczył jakoby miał coś wspólnego z zatrzymaniem dziennikarzy – dementował to prezydent Komorowski i jego rzeczniczka, - ale ja raczej jestem przekonany, że pierwszy sygnał wyszedł z Belwederu. A później komendant policji uzyskał dla swoich działań akceptację minister Piotrowskiej, a ta nie zaniedbała się na tyle, aby nie porozmawiać o tym z premier Kopacz. Powtarzam – tego wieczoru okupacja, a następnie pacyfikacja, były najważniejszym wydarzeniem politycznym w kraju.

Byłbym gotów wierzyć w obecne słowa minister Piotrowskiej i gen. Działoszyńskiego, gdyby dziennikarzy wypuszczono z aresztu następnego dnia po zatrzymaniu, dołączając do tego przeprosiny o nieporozumieniu i nadgorliwym działaniu szefostwa policji komendy na Wilczej. ( Tam przewożono zatrzymanych, gdyż znajduje się o kilkaset metrów od miejsca okupacji na Wiejskiej).  

O żadnej pomyłce mowy być nie może, bo policja skierowała do sądu oskarżenie o wykroczenie. I popierała je przez blisko dwa tygodnie. Robiła to do czasu uniewinnienia dziennikarzy przez sąd. Minister sprawiedliwości do tej pory nie wygłosił przeprosin - byłyby podobnie fałszywe jak te pierwsze – ale pamiętać musimy, że sąd był obok policji drugim ważnym ogniwem represji zastosowanych wobec dziennikarzy, którzy rejestrowali wydarzenia, dosadnie ujawniające kompromitację obecnej władzy, jaką była działalność PKW.

Postawa, jaką obecnie demonstrują przed światem główni decydenci, nie wynika z ich nagłego olśnienia o popełnionych błędach, lecz został wymuszona – podobnie jak decyzja sądu o uniewinnieniu – naciskiem opinii publicznej, w tym wielu instytucji walczących o respektowanie przez państwo zasady wolności mediów.  

Jerzy Jachowicz/Sdp.pl