Ostatnie wybory samorządowe pokazały, że stają się oni realną opozycją zdolną zagrozić rządzącym konserwatystom, którzy wraz ze swym premierem Davidem Cameronem, wzbudzili swymi decyzjami, niechęć nie tylko wśród społeczeństwa, ale także we własnych szeregach.

Modernizacyjne zabiegi Camerona, wśród nich poparcie dla "homomałżeństw", spowodowały, że część wyborców oraz parlamentarzystów zdecydowało się powierzyć mandat Partii Niepodległości. W ostatnich wyborach uzyskała ona 23% poparcia, co jest wynikiem zbliżonym do konserwatystów - 25%. Największym zwycięzcą okazała się Partia Pracy z wynikiem 29%.

Nigelowi Farage'owi udało się obsadzić 147 miejsc, z czego 139 zyskali. Uznał to za przejaw głębokiej transformacji, co szczególnie widać w okręgu Lincolnshire, gdzie "wysadził z miejsc", wszystkich kandydatów torysów (16).

Partia torysów, która odnosiła się do tej pory do eurosceptyków z pogardą, nazywając ich "partią klaunów", straciła w wyborach 335 miejsc.

Sceptycyzm wobec rządzącej partii ma jeszcze jedną przyczynę - obiecane przez Camerona referendum, ws. kontynuacji członkostwa w Unii Europejskiej. Po złożonej obietnicy premier nabrał wody w usta.

Farage odgraża się, że pokaże swoją prawdziwą siłę w wyborach do Parlamentu Europejskiego w przyszłym roku. Jest to wielce prawdopodobne gdyż w głosowaniach europejskich jego partia zwykła zdobywać dobre wyniki.

Co na to Barroso ze swoimi "superpaństwowymi" marzeniami?

Maciej Chamier Cieminski/LSN