Według francuskich mediów więzienia w zachodniej Europie są prawdziwą wylęgarnią radykalnych muzułmanów. Sprawę tę, głównie w odniesieniu do Francji, podniósł niedawno dziennik „Le Figaro”. Zdaniem dziennikarzy można mówić wręcz o „tykającej bombie”.

W więzieniach tych krajów, w których odsetek muzułmańskich imigrantów jest duży, już od dawna procent ekstremistycznych skazanych jest spory. Problem wciąż narasta. Tymczasem władze państwowe oraz kierownicy zakładów karnych po prostu boją się o tym mówić, by nie zostać oskarżeni o rasizm czy nietolerancję religijną. Dlatego opisując kłopoty, jakie nękają więzienia, starannie unikają takich słów jak „muzułmanie” czy „islam”.

„Le Figaro” podkreśla, że na francuskich obywateli czeka w więzieniach indoktrynacja. Tak, jak miało to miejsce w przypadku osoby, która dokonała niedawno zamachu przed Muzeum Żydowskim w Brukseli. Radykalizm przestępcy zrodził się właśnie w czasie jego pobytu w zakładzie karnym.

Według danych służb państwowych, we francuskich więzieniach znajduje się obecnie 150 osób, którzy zostali rozpoznani jako potencjalni terroryści. Jednak, twierdzi „Le Figaro”, w istocie może to dotyczyć o wiele większej liczby osób , bo problem wciąż nie jest wystarczająco zbadany. Skazani muzułmanie bardzo często organizują się w więzieniach w grupy, których spoiwem staje się właśnie radykalny islam. To zaś zdecydowanie podnosi zagrożenie poważnymi atakami terrorystycznymi.

Według nieoficjalnych danych we Francji ponad 50 proc. skazanych osób to muzułmanie. W Belgii, tym razem według oficjalnych danych, odsetek ten wynosi 45 proc. We Włoszech jest to zdaniem rządu 25 proc. Z kolei w samym Berlinie odsetek ten w 2010 roku, według Religijnej Wspólnoty Islamskiej (Islamische Religionsgemeinschaft) wynosił 90 proc.

Pac/katholisches.info/lefigaro