Obecny kryzys na Ukrainie oraz agresywna polityka Rosji póki co nie sprowokowały europejskich przywódców państw członkowskich NATO do przemyślenia swojego negatywnego (w większości przypadków) podejścia do rozmieszczonej w Europie Zachodniej taktycznej broni jądrowej - pisze Robert Czulda na łamach portalu Defence24.pl

W Europie Zachodniej od wielu lat dominuje przekonanie, że taktyczną broń jądrową, której pierwsze elementy Stany Zjednoczone rozmieściły na początku lat pięćdziesiątych, należy całkowicie wycofać. Jeszcze przed kryzysem ukraińskim politycy z różnych państw niezmiennie twierdzili, iż bomby lotnicze B61 o zmiennej mocy (około 150-200 sztuk w Niemczech, Holandii, Belgii, Turcji i Włoszech), będące w całości własnością Stanów Zjednoczonych, nie mają obecnie żadnego znaczenia militarnego – szczególnie w sytuacji, w której Rosja jest przyjazna i przewidywalna. Takie głosy napływały szczególnie z Niemiec.

Przykładowo, Jurgen Trittin, lider Zielonych, nazwał broń jądrową NATO „reliktem zimnej wojny” i zaapelował, aby rząd nie ukrywał się za plecami Amerykanów. Inni przekonywali, że obecność w Europie Zachodniej bomb B61 utrudnia proces rozbrojenia i zmusza Rosję (sic!) do utrzymywania dużych arsenałów taktycznej broni jądrowej (około 2 tysięcy sztuk).

Póki co bez zmian

Rosyjska agresja na Ukrainę oznacza całkowitą klęskę polityki przywódców Europy Zachodniej w odniesieniu do Moskwy. Mimo pilnej konieczności ponownego przemyślenia europejskiego bezpieczeństwa oraz potrzeby nowej oceny bezpośrednich zagrożeń, szczególnie w sytuacji braku możliwości przewidzenia intencji Władimira Putina, przywódcy ci póki co nie zajęli się weryfikacją ani swojego negatywnego podejścia do taktycznej broni jądrowej w postaci bomb B61, ani nawet nie podjęli próby przemyślenia swojej polityki względem samolotów, które tę broń w razie wojny miałyby przenosić.

Brak jakiegokolwiek głębszego odniesienia się do B61 przez przywódców europejskich jest tym dziwniejszy, iż broń jądrowa niezmiennie pozostaje jednym z filarów bezpieczeństwa NATO. Co więcej, w ostatnich latach Rosja zwiększyła zainteresowanie taktycznymi systemami jądrowymi – dopuszczalność ich użycia w konflikcie konwencjonalnym została umieszczona w rosyjskiej doktrynie wojennej.

W świetle kryzysu ukraińskiego nieśmiałe przebłyski, które trudno nazwać ożywioną dyskusją, pojawiły się jedynie w Niemczech, których pozycja względem taktycznej broni jądrowej NATO pozostaje niejednoznaczna. Zwolennikiem całkowitego wycofania tego uzbrojenia z Europy Zachodniej jest chociażby Guido Westerwelle (szef MSZ w latach 2009-2013, lewicowe FDP), podczas gdy kanclerz Angela Merkel (prawicowe CDU) chce jego utrzymania w Niemczech, co wynika z powodów przede wszystkim politycznych.

W marcu tego roku minister spraw zagranicznych Niemiec Frank-Walter Steinmeier (lewicowe SPD) podtrzymał pogląd, iż Niemcy chcą wycofania B61 z obszaru tego państwa, ale dodał, że w obliczu kryzysu ukraińskiego nie widzi szans na szybką realizację tego scenariusza (...).

Postępujące samorozbrojenie

Podejście Europejczyków do taktycznej broni jądrowej w praktyce oznacza samorozbrojenie i rezygnację z jakiegokolwiek rozważania nad potencjalnym użyciem B61 w działaniach zbrojnych i to pomimo zapisów w doktrynie wojennej NATO. O ile bowiem Stany Zjednoczone zainicjowały prace nad programem modernizacyjnym bomb (koszt od 8 do 12 miliardów dolarów) to państwa europejskie nie podjęły decyzji, które pozwoliłyby zachować potencjał w zakresie samolotów przenoszących (DCA). 

(...)

Głównym filarem europejskiego systemu taktycznej broni jądrowej NATO są obecnie Niemcy, które od dłuższego czasu przesuwają termin wycofania z jednostek liniowych samolotów Tornado, które mają status DCA. Obecnie mówi się, że odrzutowce pozostaną w służbie do 2025 roku. Jest to możliwe dzięki programom modernizacyjnym, które sprawiły, iż niemieckie Tornado otrzymują wydłużone resursy (z 4 tysięcy do 8 tysięcy godzin). Ostatni z programów modernizacyjnych, ASSTA 3, obejmuje 85 samolotów (czas służby do 2030 roku).

Program dotyczy jednak przede wszystkim integracji amunicji precyzyjnej (JDAM), a nie wyposażenia unowocześnionych samolotów Tornado w zdolność przenoszenia B61 w wersji 12, a więc takiej, którą planują rozmieścić w Europie Zachodniej Stany Zjednoczone. Innymi słowy, gdyby Niemcy chciały utrzymać Tornado w roli samolotów DCA to należałoby przeznaczyć dodatkowe fundusze na wyposażenie nowszych wersji (ASSTA 3.1 i kolejne) w zdolność przenoszenia B61-12. Tym bardziej, że inne konstrukcje – jak chociażby Eurofighter Typhoon – nie są przystosowane do przenoszenia amerykańskiej broni nuklearnej. Ich integracja z B61-12 i certyfikacja nie jest obecnie rozważana.

Co dalej z B61?

Niemal pewne jest, że szybkiego wycofania B61 z Europy Zachodniej nie będzie. Pamiętać bowiem należy, że w całości bomby pozostają własnością i do dyspozycji Stanów Zjednoczonych, które są przeciwne szybkiej zmianie status quo – szczególnie obecnie, w obliczu wojny na Ukrainie i polityki Rosji. Wycofanie B61 mogłoby zostać odebrane jako przejaw strachu przed Rosją. Miałoby to także negatywny wpływ na samopoczucie państw NATO w Europie Środkowo-Wschodniej, które czują się bezpieczniej pod parasolem termojądrowym.

(...)

Nie brak jednak głosów, iż B61 w Europie powinny pozostać. Niektórzy politycy, jak republikańscy kongresmani Mike Rogers i Mike Turner, wezwali niedawno administrację Baracka Obamy do rozmieszczenia samolotów zdolnych przenosić B61 w Europie Środkowo-Wschodniej. Taki scenariusz jest jednak praktycznie niemożliwy do realizacji – tego rodzaju bazy w państwach nadbałtyckich lub w Polsce byłoby dużo łatwiej zniszczyć lub zająć niż podobne obiekty w Niemczech czy Włoszech. Co więcej, w obliczu alergicznej niechęci państw Europy Zachodniej do rozmieszczania stałych sił konwencjonalnych na terytorium państw Europy Środkowo-Wschodniej trudno uznać za realne dyslokowanie tam broni jądrowej.

Inny brany pod uwagę scenariusz zakłada wycofanie B61 do jednej bazy w Europie (najprawdopodobniej Aviano we Włoszech). Bomby w razie konieczności byłyby przenoszone przez amerykańskie samoloty: obecnie F-16, a później F-35. Inny scenariusz zakłada utworzenie wielonarodowej lotniczej jednostki „nuklearnej” pod egidą Paktu Północnoatlantyckiego, analogicznej do NATO-wskiej eskadry samolotów wczesnego rozpoznania AWACS. Jako najbardziej prawdopodobne miejsce stacjonowania podaje się bazę Aviano we Włoszech. Póki co jednak to tylko teoretyczne scenariusze. Decydenci państw Europy Zachodniej wolą tematu unikać.

Robert Czulda/defence24.pl