W Polsce jest dziedzictwo pruskiego kształcenia urzędników, co widać wyraźnie w rywalizacji między uczniami. Szkoła staje się polem dla wyścigu szczurów - w Teologii Politycznej Co Tydzień nr 21 pt. Paideia polska przeczytaj rozmowę z Tomaszem Elbanowskim z Fundacji Rzecznik Praw Rodziców

Adam Talarowski (Teologia Polityczna): Dlaczego zaangażowali się Państwo społecznie przeciwko obniżeniu wieku obowiązku szkolnego? Dlaczego ta sprawa była tak ważna?
Tomasz Elbanowski: Zaangażowaliśmy się przede wszystkim jako rodzice. Mieliśmy dzieci w wieku, którego dotyczyła reforma. Przyjrzeliśmy się dokładnie temu pomysłowi i zorientowaliśmy się, że jest to bardzo kiepski pomysł, krzywdzący dla dzieci. Tak naprawdę w wysłaniu sześciolatków do szkół nie chodziło o to, żeby wcześniej dotrzeć do nich z edukacją, bo już wcześniej sześciolatki były objęte obowiązkową zerówką, tylko o to, żeby odebrać im rok przedszkola. Z różnych powodów, przede wszystkim dla oszczędności. Zorientowaliśmy się, że samorządy w różnych miejscach Polski zaczęły już wcześniej podejmować podobne działania i wszędzie spotkało się to z protestem rodziców, często skutecznym. Taka sytuacja była między innymi w Łodzi, w Poznaniu czy w Gdańsku. Rodzice z Gdańska podjęli wspólnie z nami ogólnopolską akcję Ratuj Maluchy. Co ciekawe rok wcześniej gdy skutecznie zablokowali w swoim mieście wysłanie sześciolatków z przedszkoli do szkolnych zerówek ich oponentem była wiceprezydent Gdańska do spraw oświaty Katarzyna Hall. Ta sama która już jako minister była autorką reformy obniżenia wieku szkolnego.

Generalnie, towarzyszyło nam przekonanie rodziców, że najlepsze miejsce edukacji dla sześciolatka to przedszkole, gdzie ma edukację przez zabawę, przez ruch, dużo przebywa na świeżym powietrzu, ma trzy albo cztery posiłki. Zarówno pod względem edukacyjnym. jak i opiekuńczym są to warunki dostosowane do potrzeb rozwojowych tak małego dziecka. Wysłanie tych dzieci do szkół było przedwczesnym narzucaniem im edukacji w powszechnym w Polsce trybie ławkowo-dzwonkowym, na który gotowe są zwykle dopiero siedmiolatki. Tymczasem najmłodsze z dzieci objętych reformą miały zaczynając pierwszą klasę 5,5 roku. Wymagania i warunki szkolne nie zostały dostosowane do ich potrzeb. Można powiedzieć, że te dzieci zostały skazane na edukacyjny falstart.
Reforma weszła w życie w 2009 roku, ale w ciągu pięciu lat pozostawiono rodzicom wolny wybór. W tym czasie ponad 80% rodziców decydowało się by ich sześciolatki uczyły się w edukacji przedszkolnej a nie w 1 klasie. Do szkół trafiła już jednak duża grupa sześciolatków, od 4% w 2009 do 18% w kolejnych rocznikach. Obserwowaliśmy w fundacji efekty i niestety okazało się, że pojawiły się w dużej skali problemy, przed którymi ostrzegaliśmy. Dzieci, które normalnie, idąc w wieku 7 lat byłyby bardzo dobre w swojej grupie rówieśniczej, musiały jako sześciolatki od początku nadganiać program, czuły się gorsze, frustrowały zadaniami ponad siły. Nasze obserwacje potwierdziło badanie Instytutu Badań Edukacyjnych, który stwierdził w roku 2014 roku, gdy do szkół poszło obowiązkowo pierwsze pół rocznika sześciolatków, że co dziesiąte z tych dzieci wymaga od początku wyrównywania zaległości. Rząd, który zamiast zostawić wolny wybór uparł się forsować reformę wbrew woli rodziców, skazał te dzieci na rozpoczęcie nauki z kulą u nogi. Problem nie kończył się w pierwszej klasie, ale rósł i w czwartej klasie gdy rozpoczyna się nauczanie przedmiotowe, dzieci często nie były sobie już wstanie poradzić z nauką. Nie dlatego że były mało inteligentne. Po prostu potykały się, bo wsadzono je w za duże buty i kazano biegać.

CZYTAJ DALEJ...