Przede wszystkim, skomentować należy pomysł cenzurowania książek. Publikacje Vocatio to nie jest „Mein Kampf”, to nie były pozycje z listy książek zabronionych. Nawet jeśli ktoś nie zgadza się z założeniami tych książek, to nie znaczy to, że ma być wycofana ze sprzedaży. Bo w tym momencie należałoby wycofać wszystkie pozycje, które w jakikolwiek sposób wspominają o czymś, co łamie prawo.

 

Prosty przykład – bardzo popularna francuska książka dla dzieci o przygodach Mikołajka. Zasadniczo, klapsy pojawiają się tam w co drugim rozdziale, jako taki „straszak” na Mikołajka. W tym momencie, posługując się logiką osób, które doprowadziły do wycofania pozycji Vocatio ze sprzedaży, także „Przygody Mikołajka” powinny być zabronione, bo promuje pewne negatywne wzorce, które w Polsce są niepożądane.

 

Ten sposób myślenia prowadzi do absurdu. Rozumiem, że ta książka może się nie podobać, że zawiera sformułowania, które mogą wydać się kontrowersyjne. Ale nie zmienia to faktu, że w tym przypadku mamy do czynienia z cenzurą. Jeżeli zaczynamy od cenzury książek z dziedziny pedagogicznej, to obawiam się, że niebawem takiej cenzurze zaczną podlegać książki dotyczące innych dziedzin życia i za chwilę się okaże, że doprowadzimy do inkwizycji we współczesnym wydaniu.

 

Żyjemy w wolnym społeczeństwie, w którym jest wolność prasy, wolność mediów, przekonań i poglądów. A jednak nad tym wszystkim zdaje się stać poprawność polityczna, która zakazuje niewygodnych publikacji. Idziemy w kierunku intelektualnej inkwizycji i zbyt daleko posuniętej cenzury.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska